piątek, 26 maja 2017

Epilog

Od śmierci Alexa mija dziś równe 6 lat. Prowadzę córki Rosalie i Monic do przedszkola, jak zwykle, a później wybieram się na cmentarz. Tak naprawdę jestem tu codziennie i codziennie zapalam nowego znicza czy przynoszę świeże kwiaty. Tak jak zawsze, siadam na chwilę przy jego grobie i opowiadam mi o naszych dzieciach. Cholernie mi go brakuje. Zbyt długo broniłam się przed sobą i uczuciami, a teraz jest już za późno. Mój brat Brandon czy nasi kumple Eian i Brennan często mi powtarzają, że powinnam zapomnieć i iść dalej przed życie. Mówią też, że powinnam znaleźć sobie nowego faceta, ale nie chcę. Pragnę żyć tą niespełnioną miłością do Alexa, tak długo jak będzie mi to dane i wychować jak najlepiej młode i przekazać im tę niesamowitą historię.

---------------------------
Dziękuję, że czytaliście.
Osobiście miałam pewne wątpliwości czy blog się spodoba.
Życzę miłego dnia i zapraszam do czytania innych blogów :)

piątek, 19 maja 2017

15 ~ Alex

Kostnica, pełno ciał, pełno trumien, pełno smutku i łez. Obchodzę dookoła trumnę z moim ciałem, przyglądając się sobie uważnie. Moje loki opadają mi lekko na twarz, moje oczy są zamknięte, mój garnitur jest teraz nieco na mnie za duży. Panująca tu ciszę przerywa odgłos otwieranych drzwi i stukot obcasów. Odwracam wzrok w stronę dźwięku i widzę Savannah. W czarnej sukience, czarnych botkach, z czarną torebką i jedną białą różą zmierza w moją stronę. Jej czekoladowe oczy wypełnia rozpacz, a po jej polikach spływają strużki łez. Nie widzi mnie, nie słyszy, nie czuje. Za Sav wchodzi Brandon, również w czerni i również smutny. Otula siostrę ramieniem, szeptając jej do ucha. Dziewczyna z wielkim bólem dotyka mojego martwego ciała.
- Kocham Cię Alex i nigdy o Tobie nie zapomnę... Początki były trudne, ale dzięki Tobie zrozumiałam co znaczy miłość. Miłość to nie zwykłe zauroczenie, nie zwyczajne 'kocham'... Miłość to dar wybaczania, bycia z kimś na dobre i na złe... - milknie na chwilę i ociera kilka łez. - Szkoda, że nie zdążyłeś dowiedzieć się o tym, że ponownie jestem z Tobą w ciąży. Ta mała istota, tak jak Rosalie, zawsze będzie mi o Tobie przypominać... Mam nadzieję, że Ty także będziesz o nas pamiętać i opiekować się nami, tam z góry. Żegnaj, Lex. - cmoka mnie czule w usta i odchodzi od trumny.
Razem z Brandonem siada w ławce, a ja przyglądam się im uważnie. Chciałbym cofnąć czas i wszystko naprawić. Chciałbym żyć i być przy nich tak w pełni. Chciałbym kochać, czuć i czynić dobro, a nie być postrzeganym jako ktoś gorszy, zasługujący na to co ma.

piątek, 12 maja 2017

14 ~ Savannah

Osuwam się po ścianie i siadam na podłodze. Przyciskam do piersi list od Alexa i pozwalam łzom spływać po mojej twarzy. Wiedział, że jeśli wejdzie ze mną to zginie... Po co go do tego namawiałam... Mógłby teraz żyć, tulić, całować, być przy mnie i córce.

- Mamo... - schodzę do salonu, gdzie czeka na mnie.
- Co jest, Savy? - pyta, otaczając mnie ramieniem.
- Alex wiedział, że zginie. Wiedział, rozumiesz? Zginął, bo mnie kochał. Odważył się wejść ze mną, ryzykując życie. Żałuję, że poprosiłam go o to. Mógłby nadal żyć. - ponownie się rozpłakuję.
To moja wina, że go nie ma. To moja wina.
- Co? Jak? Skąd? - matka zadaje wiele pytań, ale ja nie jestem w stanie nic powiedzieć.
Podaje jej list od Lexa i opieram głowę o jej ramię. Czytam treść kartki jeszcze raz, przez co czuję się jeszcze bardziej winna.

Wracam do domu i od razu przytulam Rosalie. Moja jedyna cząstka Alexa. Nie wiem co bym bez niej zrobiła.
- Wszytko dobrze, Savannah? - Brandon wchodzi do mojego pokoju i siada obok.
- Tak. Już mi lepiej. - odpieram i kładę głowę mu na ramieniu. - Alex wiedział, wszystko wiedział. - podaję mu list od chłopaka.
Brat zaczyna czytać, a ja w tym czasie zmieniam małej pieluszkę.
- Cholera. - klnie pod nosem i podrywa się z kanapy. - Mogę to pokazać ojcu? Może zrozumie swój błąd.
- Tak. Sama chciałam to zrobić, ale po tym co się stało to nie mogę na niego patrzeć. - odpowiadam i siadam z małą na kolanach. - Dziękuję, że jesteś. - cmokam brata w policzek.
- Nie ma za co. - uśmiecha się do mnie i wychodzi.
Kładę się i przytulam Rosie do serca.
- Mój mały aniołek... Szkoda, że nie poznałaś taty... - powstrzymuję napływające do oczu łzy.
Muszę być silna dla niej.

Stukam paznokciami z czarnym, obdrapanym już lakierem, w małe pudełeczko, a na serdecznym palcu mam pierścionek od Alexa, odbijający światło z lampy w łazience. Denerwuję się tym, jaki będzie wynik. Ostatnio nie czułam się zbyt dobrze, więc wybrałam się do apteki po test ciążowy. Zerkam na niego i widzę dwie kreski. Wtedy byłam wściekła, ale teraz uśmiecham się. Po raz pierwszy od trzech dni, po raz pierwszy od jego śmierci. Wracam do swojego pokoju i kładę się na łóżku. Moja mama zajmuje się Rosalie, ze względu na moje samopoczucie.
- Idziesz? Zaraz pogrzeb Alexa. - Brandon kuka do mojego pokoju, ubrany w czarne spodnie i czarną koszulę.
- Nie czuję się zbyt dobrze... - mruczę pod nosem. - Ale muszę to dla niego zrobić. - podnoszę się do pozycji siedzącej i poprawiam włosy.
Czarna, obcisła sukienka do kolan, czarne botki i mała czarna torebka. Wstaję, zabieram białą różę z czarną wstążką i schodzę z bratem do auta. Łzy same cisną mi się do oczu. Ocieram je chusteczką i zerkam na wyświetlacz. Alex w czarnym kapelusiku i ulubionej koszulce z gitarą patrzy na mnie z niego z uśmiechem. Daniel zrobił każdemu z nas zdjęcie na stronę, a teraz trafił na moją tapetę. Cmokam ekran i chowam urządzenie do torebki. Rzucam okiem za okno i widzę bramę cmentarza.
'Musisz być silna Sav. Dla niego. Dla Rosalie. Dla jeszcze nienarodzonego maleństwa. Dla siebie.' mówię sobie w myślach i naciskam klamkę.
Biorę trzy głębokie oddechy i wysiadam.

piątek, 5 maja 2017

13

Los Angeles, 25.09.2017r.
Savannah,
to co się zdarzyło nigdy nie powinno się zdarzyć. Byłem totalnym dupkiem, że Cię do tego zmusiłem. Twoje łzy i twoja krzywda na zawsze będzie mnie dręczyć w koszmarach. Chciałem Cię mieć, chciałem Cię kochać... Tylko coś poszło nie tak. Alkohol krążył w moich żyłach, odcinając mnie od świadomości. Jestem wręcz pewnien, że gdybym był trzeźwy, na pewno nie przywiązał Cię do łóżka, nie uderzył biczem w bok, nie zgwałcił. Otwarcie się przyznaję, że to zrobiłem, ale to był błąd. Nim się ocknąłem, nim zrozumiałem co zrobiłem, było za późno. Uciekłaś przerażona i zniknęłaś z mojego życia. Zmieniłem się i to bardzo. Potrzebowałem Cię. Musiałem bronić się przed sobą. To okropne, nie? Bywało tak źle, że próbowałem się zabić. Bałem się spojrzeć w lustro ~ zbiłem je i odłamkami skaleczyłem w ręce. Miałem brać leki, by wrócić do zdrowia psychicznego ~ przedawkowałem je i po płukaniu żołądka dostałem od matki wielkie przemówienie i 24h na dobę opieki. Sytuacji było wiele, ale w końcu się pozbierałem na tyle, by mieszkać sam i pracować sam.
Wtedy spotkałem Cię po ponad roku w parku. Wracałem akurat z pracy i zauważyłem te śliczne ciemne włosy. Jeden krok w tył. Zatrzymałem się, a Ty się mnie wystraszyłaś. Najpierw myślałem 'Boi się mnie...', ale teraz widzę, bronisz się przed sobą. Zmieniłem to, tyle razy Cię przepraszając, aż w końcu mi wybaczyłaś.
Nasz wczorajszy wieczór był wspaniały. Miło było obudzić się przy Tobie. Szkoda, że Bóg nie dał mi więcej czasu, by Was kochać...
Wczoraj rano ojciec zadzwonił do mnie i powiedział, że Ken Hudson wpadł do domu z pretensjami i odgrażał się. Domyśliłem się, że jeśli dziś z Tobą tam pójdę, mogę pożegnać się z życiem.
Przepraszam za to kolejne cierpienie, które Ci zadałem odchodząc z tego świata. Mam dla Ciebie prezent, pamiątkę i wynagrodzenie w jednym ~ pierścionek po mojej prababci. Noś go z dumą, a potem przekaż naszej córce, wnukom czy prawnukom. Wiedz, że kocham Cię najbardziej na świecie. Jestem cały twój, na zawsze.
Opowiedz kiedyś Rosalie piękną historię naszej miłości, która umiała wybaczać. Na pewno się jej spodoba.
Jeszcze raz, powtarzam, kocham Cię Savy <3
Alex
Twój Alex Drań Flagstad

piątek, 28 kwietnia 2017

12 ~ Savannah

Zajmuję się córką w swoim pokoju, gdy nagle rozlega się huk. Przytulam Rosalie do siebie i wychodzę na korytarz. Schodzę po schodach i widzę jak Alex upada na podłogę, a ojciec w pośpiechu odwiesza strzelbę na jej miejsce na ścianie.
- Co tu się dzieje? - pytam, podchodząc do przestraszonego Brandona. - Ktoś mi powie? Czy sama mam się domyślić? - odwracam wzrok na ojca.
- Ja tylko wymierzyłem sprawiedliwość. Więcej Cię nie skrzywdzi. - odpiera ze spokojem i wskazuje na ciało Flagstada, całe we krwi.
Podaję bratu Rosie i klękam przy Lexie. Delikatnie nim potrząsam, a on lekko uchyla oczy i je zamyka.
- Brandon, zabierz małą i tatę. Ja się nim zajmę. - zarządzam i wyjmuję telefon, by zadzwonić po pogotowie. Szybko wykonuję telefon i próbuję zatamować krwotok. - Spokojnie, zaraz będzie lekarz. A teraz pokaż mi ranę. - biorę na bok jego dłoń i warstwami przykładam gazy i bandaże. - Będzie dobrze, zaufaj mi. - cały czas do niego mówię.
- Savannah... - odzywa się słabym głosem. - Kocham Cię... Kocham naszą córkę... Żałuję, że miałem tylko tyle czasu... - mówi, co jakiś czas łapiąc głębszy oddech.
- Nie mów tak. Wyjdziesz z tego. - odgarniam mu włosy z czoła i delikatnie muskam jego usta. - Też Cię kocham. Teraz to wiem. - ściskam jego dłoń.
- Przez ten rok napisałem do Ciebie wiele listów... - zaczyna powoli. - Zostawiłem tylko jeden... Chcę byś go przeczytała... Wtedy wszystko zrozumiesz... - bierze głęboki wdech.
- Ale... Nie opuścisz mnie, nie możesz... - łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
- Kocham Cię, pamiętaj. - mówi, a następnie jego głowa opada na bok. Zamyka oczy, przestaje oddychać.
- Nie! Alex, nie! - z krzykiem rzucam się na ziemię obok niego. Uderzam rękoma w parkiet i płaczę. Nie mam sił na nic. - Alex... - szeptam i głaszczę jego twarz.

Tego wieczora nie chcę być sama. Mama Saundra oraz Sierrah i Rynnah siedzą ze mną w mojej sypialni. Trzymam w ramionach Rosalie i czule do jej szeptam. Nawet nie zdążyła poznać ojca.
- Mamo, pojedziesz jutro ze mną do jego domu? - pytam, ocierając łzy w twarzy.
- Po co? - rodzicielka jest zaskoczona. Kto chce iść do domu zmarłego.
- Zostawił tam coś dla mnie... To ważne. - robię błagalną minę.
- Dobrze. Będzie jak chcesz. - przytula mnie do siebie.
Siostry kładą się na moich kolanach i tak spędzamy noc. One wszystkie śpią, a ja nie mogę. Widok martwego Alexa szybko mnie nie opuści.

Rankiem jadę jego Ferrari do jego domu. Przeszukuję wszystkie skrytki, aż w końcu znajduję białą kopertę zaadresowaną do mnie w szufladzie pod łóżkiem. Otwieram ją ostrożnie i wyciągam biały papier złożony w idealny kwadrat. Rozkładam kartkę i zaczynam czytać. Łzy strumieniami spływają po mojej twarzy, dłonie mi drżą. Nie przestaję czytać, chcę go zrozumieć.

piątek, 21 kwietnia 2017

11 ~ Alex

Otwieram oczy, gdy pierwsze słoneczne promienie wpadają do pokoju przez okno. Spoglądam na Savannah, która jeszcze śpi na moim torsie. Do późna rozmawialiśmy, a potem jeszcze musieliśmy utulić do snu Rosalie. Podnoszę wzrok na córkę i uśmiecham się. Zauważyłem pewne podobieństwo jej do mnie, dlatego się domyśliłem prawdy.
- Dzień dobry. Która to już? - Sav podnosi się na łokciach i patrzy na mnie rozpromieniona.
- Dopiero chwilę po ósmej. Mam dziś wolne, więc może śniadanko? - odpieram i proponuję jej posiłek.
- Może... A co? - siada na łóżku.
- Tosty z dżemem. Co Ty na to? - wstaję i wyciągam z szafy jakieś ubrania.
- Chętnie. - dziewczyna także wstaje. - Weźmiesz małą do kuchni? Chcę się trochę ogarnąć.
- Pewnie. - ubieram się szybko i z nosidełkiem idę na dół.

Pół godziny później posiłek jest gotowy, a Sav przychodzi do kuchni. Siadamy do stołu i zaczynamy jeść.
- Wczoraj było niesamowicie. Tak inaczej niż wtedy... - Savy odzywa się z pełną buzią jedzenia. - Jak chcesz to potrafisz być kochany. - dodaje.
- Ej! - oburzam się i delikatnie szturam kolanem jej nogę pod stołem.
- A co? Jest inaczej? - rzuca zaczepnie.
- Nim się upiłem to tak. Alkohol mi szkodzi i tyle. - odpieram i biorę kolejny gryz tosta.
Śniadanie mija nam w miłej atmosferze. Po posiłku zmywam naczynia, a Hudson zajmuje się dzieckiem. Nadal nie dowierzam, że dała mi drugą szansę.

Przed obiadem odwożę Sav i Rosie do ich domu.
- Na pewno nie wejdziesz? - pyta, gdy siedzimy w aucie na podjeździe pod jej posesją.
- Na pewno. Twoja rodzina by się zdziwiła i to bardzo. - odpowiadam i wysiadam, aby otworzyć jej drzwi.
- Nawet jak ładnie poproszę? - robi smutną minkę.
- No dobra. Wygrałaś. - cmokam ją w usta i podaję rękę jak na dżentelmena przystało.
Zabieram z Ferrari nosidełko i wchodzę z Hudson do domu.
- O, Alex nas odwiedził. - Brandon zauważa mnie od wejścia.
- Wpadł na kawę. - Savy bierze ode mnie dziecko i idzie do pokoju je nakarmić.
Siadam z jej bratem w salonie. Żaden z nas się nie odzywa. Nadal ma mi za złe to co się wydarzyło dwa tygodnie temu.
- Co on tu robi? - pan Ken Hudson wchodzi akurat do pomieszczenia i patrzy na mnie ze złością. - Przeczytałem przypadkiem w pamiętniku Savci, że to Ty ją skrzywdziłeś tamtej czerwcowej nocy. Nie wierzę, że jeszcze masz czelność tu przychodzić... Alex Flagstad... Znam twojego ojca i to aż dziwne, że taki fajny facet ma takiego okropnego syna... - podchodzi do ściany i zdejmuje z niej strzelbę. - Ale teraz sprawiedliwości stanie się zadość. - celuje we mnie.
Zaciskam oczy ze strachu i liczę do trzech. Rozlega się huk wystrzału.
- Co tu się dzieje? - słyszę głos Sav, a potem następuje ciemność.

piątek, 14 kwietnia 2017

10 ~ Savannah

Alex zabiera mnie do sobie i podaje obiad oraz deser. Gdy chcę wyjść, bo pyta mnie o córkę, zatrzymuje mnie i zaproponuje kolację.
Stoję w jego kuchni i kroję pomidora, co jakiś czas zerkając na Rosalie. Flagstad szykuje pozostałe składniki. Gdy tak mu się przyglądam nie przypomina mi już tamtego drania sprzed roku.
- Lex, możesz tu podejść na moment? - proszę, zdrabniając jego imię.
- Tak. O co chodzi? - staje przede mną, patrząc mi prosto w oczy.
Czuję, że moje serce przyśpiesza, a oddech staje się płytki i nierówny. Odpycham od siebie cały strach i zarzucam mu ręce na szyję. Wpijam się w jego usta. Na początku jest zaskoczony, ale po chwili odwzajemnia czułości. Chwyta mnie za pośladki i unosi do góry. Kieruje się ze mną w stronę wolnej szafki i sadza na nią. Nie przerywając pocałunków, zdejmuje ze mnie bluzkę i stanik, a ja jego koszulkę.
- Czy jest szansa, że kiedyś wybaczysz mi tamto i spróbujemy od nowa drugi raz? - pyta nagle, a ja nie wiem co odpowiedzieć. - Nie musisz tak od razu. Chcę tylko wiedzieć na czym stoję... - dodaje.
Zapada między nami cisza. Chłopak podnosi z podłogi koszulkę i patrzy na mnie smutny.
- Jest szansa, Alex. Jest. - odpieram i wyrywam rzecz z jego dłoni.
Lokowany uśmiecha się do mnie i znów zaczynamy się całować. Przyciągam go tak blisko jak umiem i rozpinam jego pasek, a następnie zamek w spodniach i zsuwam je na dół. Chłopak szybko pozbywa się dolnych części moich ubrań i całuje moje ciało. Zdejmuję mu bokserki i oplatam nogami w pasie. Zamykam oczy i oddaję się rozkoszy jego pieszczot. Porozumiewamy się za pomocą cichych westchnień.

Po wszystkim Alex zabiera nosidełko i idzie ze mną do sypialni. Kładziemy się na jego łóżku, mała zostaje w nosidełku na wprost nas. Chłopak obejmuje mnie i przytula do swojego serca. Włosy lepią nam się od potu, ale nie przejmujemy się tym.
- Wiesz, co sobie tak teraz pomyślałem? - jego głos. przerywa panującą ciszę. - Że wcale nie bronisz się przede mną po tym co się wydarzyło. Bronisz się przed sobą i swoimi uczuciami. - mówi i ma rację. Ostatnio się wiele zmieniło. - I domyślałem się jeszcze jednego. Rosalie jest moją córką. Prawda? - podnosi moją głowę, bym patrzyła mu w oczy.
- A do chciałbyś usłyszeć? - gram na zwłokę.
- Po prostu prawdę. - odpiera. - 'Tak' byłoby super. - dodaje po chwili. - To jak jest?
- Rosie jest twoja. Nie chciałam, abyś wiedział. Nie chcę, by ona dowiedziała się o tamtym. - czuję napływające do moich oczu łzy.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. - cmoka mnie w czoło i opuszkami palców ściera łzy z moich policzków.
Uśmiecham się i mocniej wtulam w niego głowę.
Każdy zasługuje na drugą szansę. Nawet on.

piątek, 7 kwietnia 2017

9 ~ Alex

Przywożę Savannah z córką do swojego domu.
Rozgośćcie się. - wskazuję ręką na salon i idę do kuchni.
Wyciągam z lodówki przygotowaną wczoraj lasagne i wstawiam do pieca. W międzyczasie napełniam dwie szklanki sokiem pomarańczowym i znoszę je wraz z dwoma talerzami i sztućcami do salonu. Sav siedzi na kanapie i karmi małą. Postanawiam jej nie przeszkadzać i wracam do kuchni. Czekam aż mija odpowiedni czas i wyciągam danie z piekarnika, a następnie zabieram je do pokoju. Stawiam potrawę na samym środku i zapalam świeczki.
- I już. Smacznego. - oznajmiam i siadam w fotelu naprzeciwko niej.
- Dziękuję. Tobie też smacznego. - odpiera nieco przerażona i odkłada małą do nosidełka.
Nakładam jej na talerz porcję, najpierw małą na posmakę, a następnie sobie. Hudson bierze do ust pierwszy kęs i na chwilę zamyka oczy. Uśmiecham się na ten widok.
- Całkiem dobre, Alex. - mówi już swobodniej i zabiera się za dalsze jedzenie.
- Dziękuję. Mama mnie tego nauczyła. - zaczynam opowiadać jej o swojej rodzinie. Słucha mnie z uwagą, co jakiś czas zadając pytanie lub wtrącając coś od siebie.

Po obiedzie zmywam naczynia i szykuję szybki deser. Lody śmietankowe z bitą śmietaną i świeżymi owocami.
- Proszę. - podaję jej pucharek i siadam ze swoim obok.
- Dzięki. Wiesz, że nie musiałeś tego robić... - uśmiecha się w moim towarzystwie, pierwszy raz od ponad roku.
- Musiałem. W ramach przeprosin za tamto. - odpieram i przysuwam się bliżej niej.
Jemy w ciszy co jakiś czas zerkając na siebie. Mała Rosalie śpi słodko jak aniołek.
- Savannah, mogę się o coś spytać? - odzywam się, cały czas wpatrując się w malutką.
- Tak. - odpowiada niepewnie. No tak, nie wie, czego się po mnie spodziewać.
- Czyja jest ta ślicznotka? - pytam i spoglądam Sav prosto w oczy.
- Nie mogę Ci powiedzieć. - w jej oczach dostrzegam łzy.
- Zrobiłem coś nie tak? - obejmuje ją nagle, sam nie wiem czemu.
- Puść mnie. Muszę już iść. - wyrywa się z mojego uścisku i wstaje z kanapy.
Również się podnoszę i zagradzam jej drogę.
- Nie chcesz to nie musisz mówić, ale nie wychodź jeszcze. - szeptam jej do ucha i całuję ją w szyję.
Dziewczyna bierze głęboki wdech i powoli wypuszcza z płuc powietrze. Boi się mnie, to oczywiste.
- Zrobię nam pyszną kolację, jeśli zostaniesz. - składam propozycję i delikatnie gładzę kciukiem jej polik. - Lubisz pizzę? A może wolisz sałatkę warzywną? - obejmuję ją w pasie i delikatnie muskam dłonią jej plecy.
- Może być sałatka. - odpiera cicho i opiera głowę o mnie.
Jest taka słodka i bezbronna. Żałuję tego co zrobiłem jej w przeszłości.
- Zaczekaj tu, ja idę do kuchni. - puszczam ją i powoli się odsuwam.
- Pomogę Ci. - podnosi nosidełko i rusza za mną.
- Jak chcesz. - rzucam i zaczynam wyciągać z lodówki produkty. - Możesz to pokroić. - podaję jej pomidora.
Gdy Savannah kroi warzywo przyglądam się jej uważnie. Prawie nic się nie zmieniła. Uśmiecham się do niej i zabieram się za przygotowanie innych składników.

piątek, 31 marca 2017

8 ~ Savannah

Mijają dwa tygodnie prób w studiu Flagstada. Cały ten czas trzymam się blisko Brandona, by Alex nie mógł mnie skrzywdzić.
Dzisiejszego ranka ponownie jadę do pracy z bratem. Tym razem zabrałam ze sobą Rosalie, gdyż rodzicom wypadł niespodziewany wyjazd z Sierrah i Rynnah. Wchodzę do wielkiego budynku z małą w nosidełku i kieruję się długim korytarzem do odpowiedniego pomieszczenia. Moje obcasy stukają równo na drewnianym parkiecie. Brandon kroczy tuż obok mnie i SMS-uje z Brennanem. Mamy jeszcze dwadzieścia minut. Otwieram duże drewniane drzwi i wchodzę do studia. Alex siedzi w rogu i stroi gitarę.
- Już jesteśmy! - oznajmia Brandon i chwyta swój instrument.
Stawiam nosidełko na podłodze obok swojego krzesła i wyciągam z niego córkę. Flagstad podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się. Ten sam czarujący uśmiech co wtedy.
- Śliczna córeczka. - rzuca i odkłada gitarę na bok.
- Dziękuję. - mówię cicho, gdyż nadal nie czuję się przy nim bezpieczna.
Rosie odwraca główkę w stronę chłopaka, a kąciki jej ustek unoszą się lekko do góry.
- No co śliczna? - pyta, podchodząc bliżej. - Mogę ją wziąć na ręce? - patrzy prosto w moje oczy.
- Tak. - podaję mu Rosalie i oddycham ciężko. Sam jego dotyk wytrąca mnie z równowagi.
Liczę do trzech i spoglądam na niego. Tuli malutką do siebie i szepcze do niej czule.
Może się zmienił przez ten rok?
Nie. Jeszcze dwa tygodnie temu chciał to powtórzyć.
- Już wystarczy. - odbieram dziecko od niego i wkładam do nosidełka. - Poćwiczmy trochę nim zjawią się pozostali muzycy. - zarządzam i chwytam w dłoń swoje tamburyno.
Alex i Brandon biorą swoje gitary i zaczynamy od szybkiego rozśpiewania, a potem 'Alright Goodnight'.

Po próbie Brennan, Brandon i Eian jadą na obiad do rodziny tego ostatniego. Biorę nosidełko z Rosalie i ruszam do wyjścia.
- Może Cię podwiozę? - proponuje Alex, zagradzając mi drogę.
- No nie wiem... Wrócę taksówką. - odpieram i chcę go ominąć.
- Podwiozę Cię. To nie problem. Zmieścimy się w moim Ferrari, o to się nie martw. - chwyta nosidełko tuż obok mojej dłoni i z uśmiechem na ustach, patrzy w moją stronę.
- Naprawdę, nie trzeba. Masz chyba jeszcze trochę pracy, nie? - wymyślam, tylko po to, by odpuścił.
- Akurat dziś nie. Przygotowałem wczoraj lasagne, więc może wpadniesz do mnie? - składa kolejną propozycję.
- Jesteś cholernie uparty, Flagstad. Wracam do domu sama. Nie ufam Ci. - mówię stanowczo, ale on dalej trzyma rączkę nosidełka.
- Chyba czas to zmienić. - szepcze mi do ucha. Jest tak blisko, że czuję jego oddech na skórze.
- To wcale nie takie proste. Nie tak łatwo zapomnieć. - mówię, nie odwracając wzroku.
- Chcę tylko naprawić wszystkie błędy, a Ty mi to utrudniasz, kotku. - wolną ręką obejmuje mnie w pasie.
Słyszę głośne i szybkie bicie mojego serca. Jest zbyt blisko. Znów ten paraliżujący strach.
- Wszystko dobrze? Coś pobladłaś... - głos Alexa przerywa panującą ciszę.
- Tak. Pójdę już. - pcham drzwi, lecz są za ciężkie.
- Może jednak Cię odwiozę. - chłopak w jedną rękę bierze nosidełko, drugą chwyta mnie w pasie. Prowadzi mnie do swojego Ferrari. Nie stawiam mu oporu, bo wiem, że i tak nic nie zdziałam. Wsiadam do samochodu i jadę z nim do jego posiadłości.

piątek, 24 marca 2017

7 ~ Alex

Zostaję w studiu sam z Brandonem. Chłopak czujnie się mi przygląda.
- O co Ci chodzi? - przerywam ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Co chciałeś zrobić mojej siostrze? - cedzi przez zęby.
- Sama chciała trochę czułości. - kłamię i odwracam się do niego tyłem.
- Jasne. Na pewno by płakała, gdyby chciała. - mówi ze złością.
Nic mu nie odpowiadam. Podchodzę do swojej gitary i biorę ją do ręki. Siadam z nią na swoim miejscu i dostrajam, gdy przychodzi Eian.
- Cześć wszystkim! - wita się z typową dla siebie radością i chwyta swój bas. Biedny zgodził się jednocześnie grać na basie i keyboardzie.
- Już jestem! - Brennan wpada zdyszany. - Spóźniłem się? - pyta, a ja zerkam na zegar. Jest dopiero pięć po dziesiątej.
- Tylko trochę, ale i tak nie ma jeszcze Savannah. - odpieram i wracam do poprzedniego zajęcia.
Dziewczyna przychodzi dopiero kwadrans później. Zupełnie na mnie na patrzy, od razu zabiera się do pracy.

Próba mija szybko. Żegnam się z członkami zespołu i wraz z McNeely'm idę na lunch. Idziemy do naszej ulubionej knajpki, gdzie kucharka Michelle doskonale nas zna, więc mamy posiłki za darmo. Siadamy przy tym samym stoliku co zawsze i zamawiamy posiłek. Kelnerka udaje się na zaplecze przekazać zamówienie, a my zaczynamy żywą rozmowę na temat The Heirs.
- Muzykę mają całkiem spoko, ale ta cała Savannah mnie irytuje. - wyznaje chłopak.
- Gdybyś znał ją lepiej, to może by Cię tak nie irytowała. - rzucam bez zastanowienia.
- Oh Alex. Chyba musiałeś się zakochać, że Cię nie drażni jej zachowanie. - Eian trafia w dziesiątkę.
- Wcale nie. - zaprzeczam szybko. Nie może poznać prawdy.
- Wiesz, rozmawiałem z Brennanem i on twierdzi jak ja. A on nigdy się nie myli...  - dalej ciągnie temat.
- Możemy już o tym nie mówić? - pytam poddenerwowany.
- Państwa zamówienie. - ta sama kelnerka przynosi nam posiłek.
- Dziękuję. - uśmiecham się serdecznie.
Gdy dziewczyna odchodzi, McNeely wraca do rozmowy.
- Przyznaj, kręci Cię ta cała Hudson. Przed kumplem nic się nie ukryje. - patrzy mi prosto w oczy.
- To nie jest najlepszy moment na taką rozmowę. Wiesz co, nie jestem dziś głodny. - wstaję z miejsca i ruszam do wyjścia.
- Alex, a Ty gdzie bez posiłku? - kucharka wygląda z kuchni.
- Mam sporo pracy. Muszę już iść. - próbuję się wykręcić.
- O nie mój drogi. Zjesz ładnie wszystko albo nie wyjdziesz. Do stolika, marsz. - Michelle, moja ciotka od strony ojca nigdy nie odpuszcza. Pracuje tu od samego otwarcia. Mój ojciec poprosił ją, by mnie pilnowała tutaj w Los Angeles.
- No dobra. Ale chcę zjeść na zapleczu. - zabieram swój obiad i idę za ciocią.
Siadam w kuchni pod ścianą, by jej nie przeszkadzać i zabieram się za swojego kotleta De'Volay.
- Lex, widzę, że coś się trapi. Powiedz mi, może Ci pomogę. - Michelle przysuwa krzesło bliżej i siada naprzeciwko mnie.
- Nie mogę. - mówię słabym głosem. Na samą myśl jak Hudson cierpiała przeze mnie zbiera mi się na płacz. - Trudno mi o tym mówić. Nawet rodzicom nie powiedziałem. - dodaję i biorę kolejny kęs mięsa.
- Poczujesz się lepiej jak to z siebie wyrzucisz, uwierz mi. - chwyta moją dłoń i uśmiecha serdecznie.
- To zrujnowałoby mi życie. Nie chcę o tym mówić, nie chcę o tym pamiętać. - czuję pojedyncze łzy spływające po moich polikach.
- Chyba nie chcesz mi przekazać w ten sposób, że kogoś zabiłeś? - patrzy na mnie z przerażeniem w oczach.
- Nie, to nie o to. Skrzywdziłem kiedyś kogoś, a teraz przyszło mi z tą osobą pracować. Nie wiem ile dam radę wytrzymać i nie zrobić nic głupiego ponownie. - wyznaję i odstawiam talerz na bok.
Nie wiem też ile czasu dam radę okłamywać innych... Czasami wydaje mi się, że okłamuję także siebie i muszę bronić się przed samym sobą...

piątek, 17 marca 2017

6 ~ Savannah

Kolejny poranek. Brandon wchodzi do mojego pokoju i ściąga że mnie kołdrę.
- Wstawaj. Za dwie godziny musimy być w studiu! - oznajmia i wyciąga mnie za nogi z łóżka.
- Jeszcze chwilę... - mruczę pod nosem i zwijam się w kłębek na dywanie.
- Wstawaj no! - brat sztura mnie w bok.
- Ehe... - wzdycham, kręcąc głową na 'nie'.
W tym momencie Rosalie budzi się i daje o sobie znać płaczem. Niechętnie się podnoszę i biorę ją na ręce. Do późna nie mogłam zasnąć po spotkaniu z nim, a już brat i córka nie dają mi pospać.
- To ja idę zrobić Ci śniadanie. - Brandon wycofuje się z pokoju, tylko po to, by nie musieć zajmować się małą.
- No co księżniczko? - szeptam czule do dziecka i kładę je na przewijak.
Poranek jak zwykle. Najpierw wszystko do związane z Rosie, potem dopiero mogę zająć się sobą.

Za dwadzieścia dziewiąta Brandon siłą wsadza mnie do samochodu. Nadal nie powiedziałam mu prawdy na temat Alexa.
- Nawet jeśli mnie tam zaniesiesz i tak ucieknę. Nie chcę współpracować z Flagstadem. - burczę pod nosem i zakładam ręce na piersi.
- Siostra, wyluzuj. Alex to spoko gość. - brat odpala silnik i rusza, totalnie olewając to co do niego mówię.

Na miejscu jesteśmy chwilę przed czasem. Chłopak prowadzi mnie cały czas za rękę do studia, gdzie czeka na nas właściciel. Rzucam mu nienawistne spojrzenie i siadam na krześle jak najdalej od niego. Może i jest przystojny, ale krzywda z przeszłości nigdy nie zostanie mu wybaczona.
- Zaraz wracam. Idę po wodę do automatu. - Brandon wychodzi zostawiając mnie samą z nim.
Odwracam głowę w drugą stronę i próbuję zapomnieć, że on jest w tym samym pomieszczeniu.
- Savannah, jeśli mamy razem pracować to może chociaż przestaniesz się mnie bać? - Flagstad nagle staje przede mną. Jego ciepła dłoń chwyta mój podbródek i unosi do góry, tak, że nasze spojrzenia się krzyżują.
- Skrzywdziłeś mnie! Jak mam się nie bać!? - krzyczę, próbując nie rozpłakać się jak ostatnio. Chcę być odważna, choć przez chwilę.
- Przepraszam za to co zrobiłem. Wybacz mi. - splata palce od drugiej ręki z moimi i patrzy mi w głęboko w oczy. Ten sam czekoladowy kolor tym razem na mnie nie działa.
- Nie mogę. Najlepiej będzie jak dasz mi spokój. - cedzę przez zęby, próbując wyrwać dłoń z jego uścisku.
- Nie myśl, że tak łatwo odpuszczę. - chwyta mnie w pasie i mocno do siebie przyciąga.
Czuję jego dłonie wędrujące pod moją sukienką wprost do zapięcia od stanika, jednak nie jestem w stanie nic zrobić. Znów ten sam, paraliżujący strach. Jego usta dotykają mojej szyi coraz niżej i niżej. Mój biustonosz spada na podłogę. Alex zdejmuje swoje spodnie oraz bokserki i chwyta mnie za pośladki. Podnosi do góry i opiera o ścianę. Moje serce bije szybko i głośno ze strachu.
- Nie, proszę nie. - mówię z łzami w oczach.
- Czego się boisz? Przecież ostatnim razem było tak miło... - śmieje mi się prosto w twarz.
- Alex, proszę. Nie dziś, nie teraz. - dławię się łzami.
Chłopak patrzy na mnie przez chwilę tak inaczej, jakby chciał mnie posłuchać i odpuścić. W tym momencie w studiu znów pojawia się Brandon.
- Co tu się...!? - zaczyna, ale nie kończy.
- Twoja siostra chciała się trochę pobawić. Szkoda, że przeszkodziłeś. - odpiera Flagstad i stawia mnie na posadzce.
Szybko podnoszę z posadzki stanik i wybiegam do toalety. Tam spoglądam w lustro i widzę jak okropnie wyglądam. Zmywam resztki makijażu, ubieram biustonosz, poprawiam włosy i siadam pod ścianą. Boję się tam wrócić. Cholernie się boję. 

piątek, 10 marca 2017

5 ~ Alex

Poniedziałkowy poranek. Jak zwykle jadę do firmy na 9. Kawa i śniadanie w pośpiechu, a potem masa pracy.
- Alex, Ci muzycy już są. - Eian McNeely, mój najlepszy przyjaciel i współpracownik, wchodzi do mojego biura.
- Zawołaj ich tu. Musimy jeszcze podpisać umowę. - odpieram i odstawiam na bok kubek po herbacie.
Chłopak znika za drzwiami, a ja szykuję dokumenty. Kręconowłosy wraca po kilku minutach z dwoma chłopakami i nią.
- Dzień dobry. - wita się ten podobny do dziewczyny. - Siostra, gdzie uciekasz? - chwyta ją za rękę.
- Ja, ja tylko... Muszę do łazienki. - wypala i znika na korytarzu.
- Zaprowadzę ją. Eian, zajmij się gośćmi. - stwierdzam i wstaję zza biurka.
Wychodzę za Hudson i kieruję korytarzem. Czarnowłosa siedzi skulona pod ścianą i płacze. Podchodzę bliżej i osuwam się na ziemię obok niej.
- Hej, co się dzieje? - delikatnie chwytam jej dłoń.
- Ja nie chcę z Tobą pracować! Daj mi spokój! - krzyczy, dławiąc się łzami.
- Nie zrobię Ci krzywdy. Przepraszam za tamto. - mówię ze skruchą, ale ona i tak mi nie ufa.
- Miałeś niezły plan, by znów się do mnie zbliżyć i tym razem zniszczyć na dobre... - milknie na chwilę. - Ale coś chyba poszło nie po twojej myśli. - podnosi się i rusza przed siebie.
Również wstaję i idę za nią. Chwytam ją za nadgarstek i przyciągam do siebie. Wpijam się w jej usta, jednocześnie dociskając ją do ściany.
- Puść mnie! - krzyczy i próbuje mnie odepchnąć, ale jakoś jej to nie wychodzi. - Brandon! Brandon! - woła brata, gdyż nie widzi innej drogi ratunku. Jej głos roznosi się echem po budynku.
Odsuwam się od niej na chwilę przed tym jak chłopak pojawia się przy nas.
- Może wrócimy do biura i podpiszemy umowę. - stwierdzam i zwracam się w stronę pomieszczenia.
Siadam w swoim fotelu i oddycham ciężko. Miałem się zmienić, miałem jej nie ranić.
- Wszystko dobrze, Alex? - McNeely patrzy na mnie z troską.
- Tak. Jest okay. - zbywam go. - Wyjaśniłeś już im szczegóły?
- Wyjaśniłem. Brakuje tylko podpisu dziewczyny. - odpiera i podaje mi plik papierów, na które rzucam tylko okiem.
- Kiedy zaczynamy? - pyta Brennan, bynajmniej tak się podpisał.
- Myślę, że jutro próba. Tutaj o dziesiątej. - mówię, notując to od razu w kalendarzu.
- Świetnie. - Benko wstaje z miejsca. - Zobaczę, gdzie są, by Savannah także podpisała umowę. - wychodzi, a ja zostaję z przyjacielem sam na sam.
- Oj Flagstad, Flagstad... Coś Ty narobił? - pyta ze śmiechem w głosie, a ja wzdycham ciężko, poirytowany jego zachowaniem.
McNeely nie wie co się kiedyś wydarzyło i nie mam zamiaru mu tego mówić. Gdybym tylko mógł, cofnął bym czas i nie skrzywdził Sav. Gdybym tylko mógł, inaczej bym postąpił...

Po południu wracam do domu, gdzie czeka mnie niespodzianka. Moi rodzice, brat i siostra. Witam się z każdym po kolei i zapraszam na obiad. Dobrze, że ugotowałem wczoraj zupę. Przeczucie mnie nie myliło.
- Lex, odpowiadaj. Co w pracy? - mama Mary zagaduje mnie na każdym kroku.
- Podpisałem dziś umowę z takim jednym zespołem. The Heirs, kojarzysz? Zagram gościnnie na ich płycie. - odpieram i nalewam zupy na głębokie talerze.
- To super. Cieszę się. - rodzicielka przytula mnie, a następnie zajmuje miejsce przy stole.
Tata Dan wypytuje jeszcze o muzykę, a brat o życie prywatne. Podczas posiłku jest głośno jak zwykle.
- Ile tu zostaniecie? - pytam z ciekawości.
- Jutro z rana wracamy do Chicago. - odpiera Hannah, moja młodsza siostra.
- Szkoda, że tak krótko. Ale jeszcze trochę i będą święta, to spędzimy czas razem.
- Ale Ty wiesz, że to jeszcze z dobre trzy miesiące? - tata spogląda na mnie.
- Wiem, ale... W firmie to czas tak szybko leci... - odpieram i nakładam sobie na talerz dokładkę, żeby matka nie myślała, że prawie nic nie jem.

Kładę się spać, jak zwykle o 23. Tyle, że tym razem jestem tak zmęczony, że zasypiam od razu. Nie myślę nad tym co było kiedyś ani co by było gdyby.