Poniedziałkowy
poranek. Jak zwykle jadę do firmy na 9. Kawa i śniadanie w pośpiechu, a potem
masa pracy.
-
Alex, Ci muzycy już są. - Eian McNeely, mój najlepszy przyjaciel i
współpracownik, wchodzi do mojego biura.
-
Zawołaj ich tu. Musimy jeszcze podpisać umowę. - odpieram i odstawiam na bok
kubek po herbacie.
Chłopak
znika za drzwiami, a ja szykuję dokumenty. Kręconowłosy wraca po kilku minutach
z dwoma chłopakami i nią.
-
Dzień dobry. - wita się ten podobny do dziewczyny. - Siostra, gdzie uciekasz? -
chwyta ją za rękę.
- Ja,
ja tylko... Muszę do łazienki. - wypala i znika na korytarzu.
-
Zaprowadzę ją. Eian, zajmij się gośćmi. - stwierdzam i wstaję zza biurka.
Wychodzę
za Hudson i kieruję korytarzem. Czarnowłosa siedzi skulona pod ścianą i płacze.
Podchodzę bliżej i osuwam się na ziemię obok niej.
-
Hej, co się dzieje? - delikatnie chwytam jej dłoń.
- Ja
nie chcę z Tobą pracować! Daj mi spokój! - krzyczy, dławiąc się łzami.
- Nie
zrobię Ci krzywdy. Przepraszam za tamto. - mówię ze skruchą, ale ona i tak mi
nie ufa.
-
Miałeś niezły plan, by znów się do mnie zbliżyć i tym razem zniszczyć na
dobre... - milknie na chwilę. - Ale coś chyba poszło nie po twojej myśli. -
podnosi się i rusza przed siebie.
Również
wstaję i idę za nią. Chwytam ją za nadgarstek i przyciągam do siebie. Wpijam
się w jej usta, jednocześnie dociskając ją do ściany.
-
Puść mnie! - krzyczy i próbuje mnie odepchnąć, ale jakoś jej to nie wychodzi. -
Brandon! Brandon! - woła brata, gdyż nie widzi innej drogi ratunku. Jej głos
roznosi się echem po budynku.
Odsuwam
się od niej na chwilę przed tym jak chłopak pojawia się przy nas.
-
Może wrócimy do biura i podpiszemy umowę. - stwierdzam i zwracam się w stronę
pomieszczenia.
Siadam
w swoim fotelu i oddycham ciężko. Miałem się zmienić, miałem jej nie ranić.
-
Wszystko dobrze, Alex? - McNeely patrzy na mnie z troską.
-
Tak. Jest okay. - zbywam go. - Wyjaśniłeś już im szczegóły?
-
Wyjaśniłem. Brakuje tylko podpisu dziewczyny. - odpiera i podaje mi plik
papierów, na które rzucam tylko okiem.
-
Kiedy zaczynamy? - pyta Brennan, bynajmniej tak się podpisał.
-
Myślę, że jutro próba. Tutaj o dziesiątej. - mówię, notując to od razu w
kalendarzu.
-
Świetnie. - Benko wstaje z miejsca. - Zobaczę, gdzie są, by Savannah także
podpisała umowę. - wychodzi, a ja zostaję z przyjacielem sam na sam.
- Oj Flagstad,
Flagstad... Coś Ty narobił? - pyta ze śmiechem w głosie, a ja wzdycham ciężko,
poirytowany jego zachowaniem.
McNeely
nie wie co się kiedyś wydarzyło i nie mam zamiaru mu tego mówić. Gdybym tylko
mógł, cofnął bym czas i nie skrzywdził Sav. Gdybym tylko mógł, inaczej bym
postąpił...
Po
południu wracam do domu, gdzie czeka mnie niespodzianka. Moi rodzice, brat i
siostra. Witam się z każdym po kolei i zapraszam na obiad. Dobrze, że
ugotowałem wczoraj zupę. Przeczucie mnie nie myliło.
-
Lex, odpowiadaj. Co w pracy? - mama Mary zagaduje mnie na każdym kroku.
-
Podpisałem dziś umowę z takim jednym zespołem. The Heirs, kojarzysz? Zagram
gościnnie na ich płycie. - odpieram i nalewam zupy na głębokie talerze.
- To
super. Cieszę się. - rodzicielka przytula mnie, a następnie zajmuje miejsce
przy stole.
Tata
Dan wypytuje jeszcze o muzykę, a brat o życie prywatne. Podczas posiłku jest
głośno jak zwykle.
- Ile
tu zostaniecie? - pytam z ciekawości.
-
Jutro z rana wracamy do Chicago. - odpiera Hannah, moja młodsza siostra.
-
Szkoda, że tak krótko. Ale jeszcze trochę i będą święta, to spędzimy czas
razem.
- Ale
Ty wiesz, że to jeszcze z dobre trzy miesiące? - tata spogląda na mnie.
-
Wiem, ale... W firmie to czas tak szybko leci... - odpieram i nakładam sobie na
talerz dokładkę, żeby matka nie myślała, że prawie nic nie jem.
Kładę
się spać, jak zwykle o 23. Tyle, że tym razem jestem tak zmęczony, że zasypiam
od razu. Nie myślę nad tym co było kiedyś ani co by było gdyby.