piątek, 12 maja 2017

14 ~ Savannah

Osuwam się po ścianie i siadam na podłodze. Przyciskam do piersi list od Alexa i pozwalam łzom spływać po mojej twarzy. Wiedział, że jeśli wejdzie ze mną to zginie... Po co go do tego namawiałam... Mógłby teraz żyć, tulić, całować, być przy mnie i córce.

- Mamo... - schodzę do salonu, gdzie czeka na mnie.
- Co jest, Savy? - pyta, otaczając mnie ramieniem.
- Alex wiedział, że zginie. Wiedział, rozumiesz? Zginął, bo mnie kochał. Odważył się wejść ze mną, ryzykując życie. Żałuję, że poprosiłam go o to. Mógłby nadal żyć. - ponownie się rozpłakuję.
To moja wina, że go nie ma. To moja wina.
- Co? Jak? Skąd? - matka zadaje wiele pytań, ale ja nie jestem w stanie nic powiedzieć.
Podaje jej list od Lexa i opieram głowę o jej ramię. Czytam treść kartki jeszcze raz, przez co czuję się jeszcze bardziej winna.

Wracam do domu i od razu przytulam Rosalie. Moja jedyna cząstka Alexa. Nie wiem co bym bez niej zrobiła.
- Wszytko dobrze, Savannah? - Brandon wchodzi do mojego pokoju i siada obok.
- Tak. Już mi lepiej. - odpieram i kładę głowę mu na ramieniu. - Alex wiedział, wszystko wiedział. - podaję mu list od chłopaka.
Brat zaczyna czytać, a ja w tym czasie zmieniam małej pieluszkę.
- Cholera. - klnie pod nosem i podrywa się z kanapy. - Mogę to pokazać ojcu? Może zrozumie swój błąd.
- Tak. Sama chciałam to zrobić, ale po tym co się stało to nie mogę na niego patrzeć. - odpowiadam i siadam z małą na kolanach. - Dziękuję, że jesteś. - cmokam brata w policzek.
- Nie ma za co. - uśmiecha się do mnie i wychodzi.
Kładę się i przytulam Rosie do serca.
- Mój mały aniołek... Szkoda, że nie poznałaś taty... - powstrzymuję napływające do oczu łzy.
Muszę być silna dla niej.

Stukam paznokciami z czarnym, obdrapanym już lakierem, w małe pudełeczko, a na serdecznym palcu mam pierścionek od Alexa, odbijający światło z lampy w łazience. Denerwuję się tym, jaki będzie wynik. Ostatnio nie czułam się zbyt dobrze, więc wybrałam się do apteki po test ciążowy. Zerkam na niego i widzę dwie kreski. Wtedy byłam wściekła, ale teraz uśmiecham się. Po raz pierwszy od trzech dni, po raz pierwszy od jego śmierci. Wracam do swojego pokoju i kładę się na łóżku. Moja mama zajmuje się Rosalie, ze względu na moje samopoczucie.
- Idziesz? Zaraz pogrzeb Alexa. - Brandon kuka do mojego pokoju, ubrany w czarne spodnie i czarną koszulę.
- Nie czuję się zbyt dobrze... - mruczę pod nosem. - Ale muszę to dla niego zrobić. - podnoszę się do pozycji siedzącej i poprawiam włosy.
Czarna, obcisła sukienka do kolan, czarne botki i mała czarna torebka. Wstaję, zabieram białą różę z czarną wstążką i schodzę z bratem do auta. Łzy same cisną mi się do oczu. Ocieram je chusteczką i zerkam na wyświetlacz. Alex w czarnym kapelusiku i ulubionej koszulce z gitarą patrzy na mnie z niego z uśmiechem. Daniel zrobił każdemu z nas zdjęcie na stronę, a teraz trafił na moją tapetę. Cmokam ekran i chowam urządzenie do torebki. Rzucam okiem za okno i widzę bramę cmentarza.
'Musisz być silna Sav. Dla niego. Dla Rosalie. Dla jeszcze nienarodzonego maleństwa. Dla siebie.' mówię sobie w myślach i naciskam klamkę.
Biorę trzy głębokie oddechy i wysiadam.

1 komentarz:

  1. Ojej ;-; Smutne, ale niewątpliwie piękne.
    Czy jeszcze coś będzie? - Czekam niecierpliwie i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń