Zajmuję
się córką w swoim pokoju, gdy nagle rozlega się huk. Przytulam Rosalie do
siebie i wychodzę na korytarz. Schodzę po schodach i widzę jak Alex upada na
podłogę, a ojciec w pośpiechu odwiesza strzelbę na jej miejsce na ścianie.
- Co
tu się dzieje? - pytam, podchodząc do przestraszonego Brandona. - Ktoś mi
powie? Czy sama mam się domyślić? - odwracam wzrok na ojca.
- Ja
tylko wymierzyłem sprawiedliwość. Więcej Cię nie skrzywdzi. - odpiera ze
spokojem i wskazuje na ciało Flagstada, całe we krwi.
Podaję
bratu Rosie i klękam przy Lexie. Delikatnie nim potrząsam, a on lekko uchyla
oczy i je zamyka.
-
Brandon, zabierz małą i tatę. Ja się nim zajmę. - zarządzam i wyjmuję telefon,
by zadzwonić po pogotowie. Szybko wykonuję telefon i próbuję zatamować krwotok.
- Spokojnie, zaraz będzie lekarz. A teraz pokaż mi ranę. - biorę na bok jego
dłoń i warstwami przykładam gazy i bandaże. - Będzie dobrze, zaufaj mi. - cały
czas do niego mówię.
-
Savannah... - odzywa się słabym głosem. - Kocham Cię... Kocham naszą córkę...
Żałuję, że miałem tylko tyle czasu... - mówi, co jakiś czas łapiąc głębszy
oddech.
- Nie
mów tak. Wyjdziesz z tego. - odgarniam mu włosy z czoła i delikatnie muskam
jego usta. - Też Cię kocham. Teraz to wiem. - ściskam jego dłoń.
-
Przez ten rok napisałem do Ciebie wiele listów... - zaczyna powoli. -
Zostawiłem tylko jeden... Chcę byś go przeczytała... Wtedy wszystko
zrozumiesz... - bierze głęboki wdech.
-
Ale... Nie opuścisz mnie, nie możesz... - łzy zaczynają spływać po moich
policzkach.
-
Kocham Cię, pamiętaj. - mówi, a następnie jego głowa opada na bok. Zamyka oczy,
przestaje oddychać.
-
Nie! Alex, nie! - z krzykiem rzucam się na ziemię obok niego. Uderzam rękoma w
parkiet i płaczę. Nie mam sił na nic. - Alex... - szeptam i głaszczę jego
twarz.
Tego
wieczora nie chcę być sama. Mama Saundra oraz Sierrah i Rynnah siedzą ze mną w
mojej sypialni. Trzymam w ramionach Rosalie i czule do jej szeptam. Nawet nie
zdążyła poznać ojca.
-
Mamo, pojedziesz jutro ze mną do jego domu? - pytam, ocierając łzy w twarzy.
- Po
co? - rodzicielka jest zaskoczona. Kto chce iść do domu zmarłego.
-
Zostawił tam coś dla mnie... To ważne. - robię błagalną minę.
-
Dobrze. Będzie jak chcesz. - przytula mnie do siebie.
Siostry
kładą się na moich kolanach i tak spędzamy noc. One wszystkie śpią, a ja nie
mogę. Widok martwego Alexa szybko mnie nie opuści.
Rankiem
jadę jego Ferrari do jego domu. Przeszukuję wszystkie skrytki, aż w końcu
znajduję białą kopertę zaadresowaną do mnie w szufladzie pod łóżkiem. Otwieram
ją ostrożnie i wyciągam biały papier złożony w idealny kwadrat. Rozkładam
kartkę i zaczynam czytać. Łzy strumieniami spływają po mojej twarzy, dłonie mi
drżą. Nie przestaję czytać, chcę go zrozumieć.
Rozdział super. Tylko nurtują mnie pytania:
OdpowiedzUsuńGdzie Alex został postrzelony? - W rękę? I zmarł?
A Ken nie został aresztowany?
Pozdrawiam serdecznie i czekam na next, w którym zapewne dowiemy się co było w liście.