Otwieram
oczy, gdy pierwsze słoneczne promienie wpadają do pokoju przez okno. Spoglądam
na Savannah, która jeszcze śpi na moim torsie. Do późna rozmawialiśmy, a potem
jeszcze musieliśmy utulić do snu Rosalie. Podnoszę wzrok na córkę i uśmiecham
się. Zauważyłem pewne podobieństwo jej do mnie, dlatego się domyśliłem prawdy.
-
Dzień dobry. Która to już? - Sav podnosi się na łokciach i patrzy na mnie
rozpromieniona.
-
Dopiero chwilę po ósmej. Mam dziś wolne, więc może śniadanko? - odpieram i
proponuję jej posiłek.
-
Może... A co? - siada na łóżku.
-
Tosty z dżemem. Co Ty na to? - wstaję i wyciągam z szafy jakieś ubrania.
-
Chętnie. - dziewczyna także wstaje. - Weźmiesz małą do kuchni? Chcę się trochę
ogarnąć.
-
Pewnie. - ubieram się szybko i z nosidełkiem idę na dół.
Pół
godziny później posiłek jest gotowy, a Sav przychodzi do kuchni. Siadamy do
stołu i zaczynamy jeść.
-
Wczoraj było niesamowicie. Tak inaczej niż wtedy... - Savy odzywa się z pełną
buzią jedzenia. - Jak chcesz to potrafisz być kochany. - dodaje.
- Ej!
- oburzam się i delikatnie szturam kolanem jej nogę pod stołem.
- A
co? Jest inaczej? - rzuca zaczepnie.
- Nim
się upiłem to tak. Alkohol mi szkodzi i tyle. - odpieram i biorę kolejny gryz
tosta.
Śniadanie
mija nam w miłej atmosferze. Po posiłku zmywam naczynia, a Hudson zajmuje się
dzieckiem. Nadal nie dowierzam, że dała mi drugą szansę.
Przed
obiadem odwożę Sav i Rosie do ich domu.
- Na
pewno nie wejdziesz? - pyta, gdy siedzimy w aucie na podjeździe pod jej
posesją.
- Na
pewno. Twoja rodzina by się zdziwiła i to bardzo. - odpowiadam i wysiadam, aby
otworzyć jej drzwi.
-
Nawet jak ładnie poproszę? - robi smutną minkę.
- No
dobra. Wygrałaś. - cmokam ją w usta i podaję rękę jak na dżentelmena przystało.
Zabieram
z Ferrari nosidełko i wchodzę z Hudson do domu.
- O,
Alex nas odwiedził. - Brandon zauważa mnie od wejścia.
-
Wpadł na kawę. - Savy bierze ode mnie dziecko i idzie do pokoju je nakarmić.
Siadam
z jej bratem w salonie. Żaden z nas się nie odzywa. Nadal ma mi za złe to co
się wydarzyło dwa tygodnie temu.
- Co
on tu robi? - pan Ken Hudson wchodzi akurat do pomieszczenia i patrzy na mnie
ze złością. - Przeczytałem przypadkiem w pamiętniku Savci, że to Ty ją
skrzywdziłeś tamtej czerwcowej nocy. Nie wierzę, że jeszcze masz czelność tu
przychodzić... Alex Flagstad... Znam twojego ojca i to aż dziwne, że taki fajny
facet ma takiego okropnego syna... - podchodzi do ściany i zdejmuje z niej
strzelbę. - Ale teraz sprawiedliwości stanie się zadość. - celuje we mnie.
Zaciskam
oczy ze strachu i liczę do trzech. Rozlega się huk wystrzału.
- Co
tu się dzieje? - słyszę głos Sav, a potem następuje ciemność.
Jaki fantastyczny rozdział!
OdpowiedzUsuńMyślałam, że kolejny o żarciu, a tu taka akcja!
Pozdrawiam i czekam na next.