piątek, 7 kwietnia 2017

9 ~ Alex

Przywożę Savannah z córką do swojego domu.
Rozgośćcie się. - wskazuję ręką na salon i idę do kuchni.
Wyciągam z lodówki przygotowaną wczoraj lasagne i wstawiam do pieca. W międzyczasie napełniam dwie szklanki sokiem pomarańczowym i znoszę je wraz z dwoma talerzami i sztućcami do salonu. Sav siedzi na kanapie i karmi małą. Postanawiam jej nie przeszkadzać i wracam do kuchni. Czekam aż mija odpowiedni czas i wyciągam danie z piekarnika, a następnie zabieram je do pokoju. Stawiam potrawę na samym środku i zapalam świeczki.
- I już. Smacznego. - oznajmiam i siadam w fotelu naprzeciwko niej.
- Dziękuję. Tobie też smacznego. - odpiera nieco przerażona i odkłada małą do nosidełka.
Nakładam jej na talerz porcję, najpierw małą na posmakę, a następnie sobie. Hudson bierze do ust pierwszy kęs i na chwilę zamyka oczy. Uśmiecham się na ten widok.
- Całkiem dobre, Alex. - mówi już swobodniej i zabiera się za dalsze jedzenie.
- Dziękuję. Mama mnie tego nauczyła. - zaczynam opowiadać jej o swojej rodzinie. Słucha mnie z uwagą, co jakiś czas zadając pytanie lub wtrącając coś od siebie.

Po obiedzie zmywam naczynia i szykuję szybki deser. Lody śmietankowe z bitą śmietaną i świeżymi owocami.
- Proszę. - podaję jej pucharek i siadam ze swoim obok.
- Dzięki. Wiesz, że nie musiałeś tego robić... - uśmiecha się w moim towarzystwie, pierwszy raz od ponad roku.
- Musiałem. W ramach przeprosin za tamto. - odpieram i przysuwam się bliżej niej.
Jemy w ciszy co jakiś czas zerkając na siebie. Mała Rosalie śpi słodko jak aniołek.
- Savannah, mogę się o coś spytać? - odzywam się, cały czas wpatrując się w malutką.
- Tak. - odpowiada niepewnie. No tak, nie wie, czego się po mnie spodziewać.
- Czyja jest ta ślicznotka? - pytam i spoglądam Sav prosto w oczy.
- Nie mogę Ci powiedzieć. - w jej oczach dostrzegam łzy.
- Zrobiłem coś nie tak? - obejmuje ją nagle, sam nie wiem czemu.
- Puść mnie. Muszę już iść. - wyrywa się z mojego uścisku i wstaje z kanapy.
Również się podnoszę i zagradzam jej drogę.
- Nie chcesz to nie musisz mówić, ale nie wychodź jeszcze. - szeptam jej do ucha i całuję ją w szyję.
Dziewczyna bierze głęboki wdech i powoli wypuszcza z płuc powietrze. Boi się mnie, to oczywiste.
- Zrobię nam pyszną kolację, jeśli zostaniesz. - składam propozycję i delikatnie gładzę kciukiem jej polik. - Lubisz pizzę? A może wolisz sałatkę warzywną? - obejmuję ją w pasie i delikatnie muskam dłonią jej plecy.
- Może być sałatka. - odpiera cicho i opiera głowę o mnie.
Jest taka słodka i bezbronna. Żałuję tego co zrobiłem jej w przeszłości.
- Zaczekaj tu, ja idę do kuchni. - puszczam ją i powoli się odsuwam.
- Pomogę Ci. - podnosi nosidełko i rusza za mną.
- Jak chcesz. - rzucam i zaczynam wyciągać z lodówki produkty. - Możesz to pokroić. - podaję jej pomidora.
Gdy Savannah kroi warzywo przyglądam się jej uważnie. Prawie nic się nie zmieniła. Uśmiecham się do niej i zabieram się za przygotowanie innych składników.

1 komentarz:

  1. Podziwiam, że tak mu zaufała!
    Ja bym w ogóle nie pojechała, a jeśli już byłabym zmuszona to nie wypuszczałabym noża z rąk!
    On jest dziwny...
    Pozdrawiam i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń