piątek, 24 marca 2017

7 ~ Alex

Zostaję w studiu sam z Brandonem. Chłopak czujnie się mi przygląda.
- O co Ci chodzi? - przerywam ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Co chciałeś zrobić mojej siostrze? - cedzi przez zęby.
- Sama chciała trochę czułości. - kłamię i odwracam się do niego tyłem.
- Jasne. Na pewno by płakała, gdyby chciała. - mówi ze złością.
Nic mu nie odpowiadam. Podchodzę do swojej gitary i biorę ją do ręki. Siadam z nią na swoim miejscu i dostrajam, gdy przychodzi Eian.
- Cześć wszystkim! - wita się z typową dla siebie radością i chwyta swój bas. Biedny zgodził się jednocześnie grać na basie i keyboardzie.
- Już jestem! - Brennan wpada zdyszany. - Spóźniłem się? - pyta, a ja zerkam na zegar. Jest dopiero pięć po dziesiątej.
- Tylko trochę, ale i tak nie ma jeszcze Savannah. - odpieram i wracam do poprzedniego zajęcia.
Dziewczyna przychodzi dopiero kwadrans później. Zupełnie na mnie na patrzy, od razu zabiera się do pracy.

Próba mija szybko. Żegnam się z członkami zespołu i wraz z McNeely'm idę na lunch. Idziemy do naszej ulubionej knajpki, gdzie kucharka Michelle doskonale nas zna, więc mamy posiłki za darmo. Siadamy przy tym samym stoliku co zawsze i zamawiamy posiłek. Kelnerka udaje się na zaplecze przekazać zamówienie, a my zaczynamy żywą rozmowę na temat The Heirs.
- Muzykę mają całkiem spoko, ale ta cała Savannah mnie irytuje. - wyznaje chłopak.
- Gdybyś znał ją lepiej, to może by Cię tak nie irytowała. - rzucam bez zastanowienia.
- Oh Alex. Chyba musiałeś się zakochać, że Cię nie drażni jej zachowanie. - Eian trafia w dziesiątkę.
- Wcale nie. - zaprzeczam szybko. Nie może poznać prawdy.
- Wiesz, rozmawiałem z Brennanem i on twierdzi jak ja. A on nigdy się nie myli...  - dalej ciągnie temat.
- Możemy już o tym nie mówić? - pytam poddenerwowany.
- Państwa zamówienie. - ta sama kelnerka przynosi nam posiłek.
- Dziękuję. - uśmiecham się serdecznie.
Gdy dziewczyna odchodzi, McNeely wraca do rozmowy.
- Przyznaj, kręci Cię ta cała Hudson. Przed kumplem nic się nie ukryje. - patrzy mi prosto w oczy.
- To nie jest najlepszy moment na taką rozmowę. Wiesz co, nie jestem dziś głodny. - wstaję z miejsca i ruszam do wyjścia.
- Alex, a Ty gdzie bez posiłku? - kucharka wygląda z kuchni.
- Mam sporo pracy. Muszę już iść. - próbuję się wykręcić.
- O nie mój drogi. Zjesz ładnie wszystko albo nie wyjdziesz. Do stolika, marsz. - Michelle, moja ciotka od strony ojca nigdy nie odpuszcza. Pracuje tu od samego otwarcia. Mój ojciec poprosił ją, by mnie pilnowała tutaj w Los Angeles.
- No dobra. Ale chcę zjeść na zapleczu. - zabieram swój obiad i idę za ciocią.
Siadam w kuchni pod ścianą, by jej nie przeszkadzać i zabieram się za swojego kotleta De'Volay.
- Lex, widzę, że coś się trapi. Powiedz mi, może Ci pomogę. - Michelle przysuwa krzesło bliżej i siada naprzeciwko mnie.
- Nie mogę. - mówię słabym głosem. Na samą myśl jak Hudson cierpiała przeze mnie zbiera mi się na płacz. - Trudno mi o tym mówić. Nawet rodzicom nie powiedziałem. - dodaję i biorę kolejny kęs mięsa.
- Poczujesz się lepiej jak to z siebie wyrzucisz, uwierz mi. - chwyta moją dłoń i uśmiecha serdecznie.
- To zrujnowałoby mi życie. Nie chcę o tym mówić, nie chcę o tym pamiętać. - czuję pojedyncze łzy spływające po moich polikach.
- Chyba nie chcesz mi przekazać w ten sposób, że kogoś zabiłeś? - patrzy na mnie z przerażeniem w oczach.
- Nie, to nie o to. Skrzywdziłem kiedyś kogoś, a teraz przyszło mi z tą osobą pracować. Nie wiem ile dam radę wytrzymać i nie zrobić nic głupiego ponownie. - wyznaję i odstawiam talerz na bok.
Nie wiem też ile czasu dam radę okłamywać innych... Czasami wydaje mi się, że okłamuję także siebie i muszę bronić się przed samym sobą...

1 komentarz: