piątek, 31 marca 2017

8 ~ Savannah

Mijają dwa tygodnie prób w studiu Flagstada. Cały ten czas trzymam się blisko Brandona, by Alex nie mógł mnie skrzywdzić.
Dzisiejszego ranka ponownie jadę do pracy z bratem. Tym razem zabrałam ze sobą Rosalie, gdyż rodzicom wypadł niespodziewany wyjazd z Sierrah i Rynnah. Wchodzę do wielkiego budynku z małą w nosidełku i kieruję się długim korytarzem do odpowiedniego pomieszczenia. Moje obcasy stukają równo na drewnianym parkiecie. Brandon kroczy tuż obok mnie i SMS-uje z Brennanem. Mamy jeszcze dwadzieścia minut. Otwieram duże drewniane drzwi i wchodzę do studia. Alex siedzi w rogu i stroi gitarę.
- Już jesteśmy! - oznajmia Brandon i chwyta swój instrument.
Stawiam nosidełko na podłodze obok swojego krzesła i wyciągam z niego córkę. Flagstad podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się. Ten sam czarujący uśmiech co wtedy.
- Śliczna córeczka. - rzuca i odkłada gitarę na bok.
- Dziękuję. - mówię cicho, gdyż nadal nie czuję się przy nim bezpieczna.
Rosie odwraca główkę w stronę chłopaka, a kąciki jej ustek unoszą się lekko do góry.
- No co śliczna? - pyta, podchodząc bliżej. - Mogę ją wziąć na ręce? - patrzy prosto w moje oczy.
- Tak. - podaję mu Rosalie i oddycham ciężko. Sam jego dotyk wytrąca mnie z równowagi.
Liczę do trzech i spoglądam na niego. Tuli malutką do siebie i szepcze do niej czule.
Może się zmienił przez ten rok?
Nie. Jeszcze dwa tygodnie temu chciał to powtórzyć.
- Już wystarczy. - odbieram dziecko od niego i wkładam do nosidełka. - Poćwiczmy trochę nim zjawią się pozostali muzycy. - zarządzam i chwytam w dłoń swoje tamburyno.
Alex i Brandon biorą swoje gitary i zaczynamy od szybkiego rozśpiewania, a potem 'Alright Goodnight'.

Po próbie Brennan, Brandon i Eian jadą na obiad do rodziny tego ostatniego. Biorę nosidełko z Rosalie i ruszam do wyjścia.
- Może Cię podwiozę? - proponuje Alex, zagradzając mi drogę.
- No nie wiem... Wrócę taksówką. - odpieram i chcę go ominąć.
- Podwiozę Cię. To nie problem. Zmieścimy się w moim Ferrari, o to się nie martw. - chwyta nosidełko tuż obok mojej dłoni i z uśmiechem na ustach, patrzy w moją stronę.
- Naprawdę, nie trzeba. Masz chyba jeszcze trochę pracy, nie? - wymyślam, tylko po to, by odpuścił.
- Akurat dziś nie. Przygotowałem wczoraj lasagne, więc może wpadniesz do mnie? - składa kolejną propozycję.
- Jesteś cholernie uparty, Flagstad. Wracam do domu sama. Nie ufam Ci. - mówię stanowczo, ale on dalej trzyma rączkę nosidełka.
- Chyba czas to zmienić. - szepcze mi do ucha. Jest tak blisko, że czuję jego oddech na skórze.
- To wcale nie takie proste. Nie tak łatwo zapomnieć. - mówię, nie odwracając wzroku.
- Chcę tylko naprawić wszystkie błędy, a Ty mi to utrudniasz, kotku. - wolną ręką obejmuje mnie w pasie.
Słyszę głośne i szybkie bicie mojego serca. Jest zbyt blisko. Znów ten paraliżujący strach.
- Wszystko dobrze? Coś pobladłaś... - głos Alexa przerywa panującą ciszę.
- Tak. Pójdę już. - pcham drzwi, lecz są za ciężkie.
- Może jednak Cię odwiozę. - chłopak w jedną rękę bierze nosidełko, drugą chwyta mnie w pasie. Prowadzi mnie do swojego Ferrari. Nie stawiam mu oporu, bo wiem, że i tak nic nie zdziałam. Wsiadam do samochodu i jadę z nim do jego posiadłości.

piątek, 24 marca 2017

7 ~ Alex

Zostaję w studiu sam z Brandonem. Chłopak czujnie się mi przygląda.
- O co Ci chodzi? - przerywam ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Co chciałeś zrobić mojej siostrze? - cedzi przez zęby.
- Sama chciała trochę czułości. - kłamię i odwracam się do niego tyłem.
- Jasne. Na pewno by płakała, gdyby chciała. - mówi ze złością.
Nic mu nie odpowiadam. Podchodzę do swojej gitary i biorę ją do ręki. Siadam z nią na swoim miejscu i dostrajam, gdy przychodzi Eian.
- Cześć wszystkim! - wita się z typową dla siebie radością i chwyta swój bas. Biedny zgodził się jednocześnie grać na basie i keyboardzie.
- Już jestem! - Brennan wpada zdyszany. - Spóźniłem się? - pyta, a ja zerkam na zegar. Jest dopiero pięć po dziesiątej.
- Tylko trochę, ale i tak nie ma jeszcze Savannah. - odpieram i wracam do poprzedniego zajęcia.
Dziewczyna przychodzi dopiero kwadrans później. Zupełnie na mnie na patrzy, od razu zabiera się do pracy.

Próba mija szybko. Żegnam się z członkami zespołu i wraz z McNeely'm idę na lunch. Idziemy do naszej ulubionej knajpki, gdzie kucharka Michelle doskonale nas zna, więc mamy posiłki za darmo. Siadamy przy tym samym stoliku co zawsze i zamawiamy posiłek. Kelnerka udaje się na zaplecze przekazać zamówienie, a my zaczynamy żywą rozmowę na temat The Heirs.
- Muzykę mają całkiem spoko, ale ta cała Savannah mnie irytuje. - wyznaje chłopak.
- Gdybyś znał ją lepiej, to może by Cię tak nie irytowała. - rzucam bez zastanowienia.
- Oh Alex. Chyba musiałeś się zakochać, że Cię nie drażni jej zachowanie. - Eian trafia w dziesiątkę.
- Wcale nie. - zaprzeczam szybko. Nie może poznać prawdy.
- Wiesz, rozmawiałem z Brennanem i on twierdzi jak ja. A on nigdy się nie myli...  - dalej ciągnie temat.
- Możemy już o tym nie mówić? - pytam poddenerwowany.
- Państwa zamówienie. - ta sama kelnerka przynosi nam posiłek.
- Dziękuję. - uśmiecham się serdecznie.
Gdy dziewczyna odchodzi, McNeely wraca do rozmowy.
- Przyznaj, kręci Cię ta cała Hudson. Przed kumplem nic się nie ukryje. - patrzy mi prosto w oczy.
- To nie jest najlepszy moment na taką rozmowę. Wiesz co, nie jestem dziś głodny. - wstaję z miejsca i ruszam do wyjścia.
- Alex, a Ty gdzie bez posiłku? - kucharka wygląda z kuchni.
- Mam sporo pracy. Muszę już iść. - próbuję się wykręcić.
- O nie mój drogi. Zjesz ładnie wszystko albo nie wyjdziesz. Do stolika, marsz. - Michelle, moja ciotka od strony ojca nigdy nie odpuszcza. Pracuje tu od samego otwarcia. Mój ojciec poprosił ją, by mnie pilnowała tutaj w Los Angeles.
- No dobra. Ale chcę zjeść na zapleczu. - zabieram swój obiad i idę za ciocią.
Siadam w kuchni pod ścianą, by jej nie przeszkadzać i zabieram się za swojego kotleta De'Volay.
- Lex, widzę, że coś się trapi. Powiedz mi, może Ci pomogę. - Michelle przysuwa krzesło bliżej i siada naprzeciwko mnie.
- Nie mogę. - mówię słabym głosem. Na samą myśl jak Hudson cierpiała przeze mnie zbiera mi się na płacz. - Trudno mi o tym mówić. Nawet rodzicom nie powiedziałem. - dodaję i biorę kolejny kęs mięsa.
- Poczujesz się lepiej jak to z siebie wyrzucisz, uwierz mi. - chwyta moją dłoń i uśmiecha serdecznie.
- To zrujnowałoby mi życie. Nie chcę o tym mówić, nie chcę o tym pamiętać. - czuję pojedyncze łzy spływające po moich polikach.
- Chyba nie chcesz mi przekazać w ten sposób, że kogoś zabiłeś? - patrzy na mnie z przerażeniem w oczach.
- Nie, to nie o to. Skrzywdziłem kiedyś kogoś, a teraz przyszło mi z tą osobą pracować. Nie wiem ile dam radę wytrzymać i nie zrobić nic głupiego ponownie. - wyznaję i odstawiam talerz na bok.
Nie wiem też ile czasu dam radę okłamywać innych... Czasami wydaje mi się, że okłamuję także siebie i muszę bronić się przed samym sobą...

piątek, 17 marca 2017

6 ~ Savannah

Kolejny poranek. Brandon wchodzi do mojego pokoju i ściąga że mnie kołdrę.
- Wstawaj. Za dwie godziny musimy być w studiu! - oznajmia i wyciąga mnie za nogi z łóżka.
- Jeszcze chwilę... - mruczę pod nosem i zwijam się w kłębek na dywanie.
- Wstawaj no! - brat sztura mnie w bok.
- Ehe... - wzdycham, kręcąc głową na 'nie'.
W tym momencie Rosalie budzi się i daje o sobie znać płaczem. Niechętnie się podnoszę i biorę ją na ręce. Do późna nie mogłam zasnąć po spotkaniu z nim, a już brat i córka nie dają mi pospać.
- To ja idę zrobić Ci śniadanie. - Brandon wycofuje się z pokoju, tylko po to, by nie musieć zajmować się małą.
- No co księżniczko? - szeptam czule do dziecka i kładę je na przewijak.
Poranek jak zwykle. Najpierw wszystko do związane z Rosie, potem dopiero mogę zająć się sobą.

Za dwadzieścia dziewiąta Brandon siłą wsadza mnie do samochodu. Nadal nie powiedziałam mu prawdy na temat Alexa.
- Nawet jeśli mnie tam zaniesiesz i tak ucieknę. Nie chcę współpracować z Flagstadem. - burczę pod nosem i zakładam ręce na piersi.
- Siostra, wyluzuj. Alex to spoko gość. - brat odpala silnik i rusza, totalnie olewając to co do niego mówię.

Na miejscu jesteśmy chwilę przed czasem. Chłopak prowadzi mnie cały czas za rękę do studia, gdzie czeka na nas właściciel. Rzucam mu nienawistne spojrzenie i siadam na krześle jak najdalej od niego. Może i jest przystojny, ale krzywda z przeszłości nigdy nie zostanie mu wybaczona.
- Zaraz wracam. Idę po wodę do automatu. - Brandon wychodzi zostawiając mnie samą z nim.
Odwracam głowę w drugą stronę i próbuję zapomnieć, że on jest w tym samym pomieszczeniu.
- Savannah, jeśli mamy razem pracować to może chociaż przestaniesz się mnie bać? - Flagstad nagle staje przede mną. Jego ciepła dłoń chwyta mój podbródek i unosi do góry, tak, że nasze spojrzenia się krzyżują.
- Skrzywdziłeś mnie! Jak mam się nie bać!? - krzyczę, próbując nie rozpłakać się jak ostatnio. Chcę być odważna, choć przez chwilę.
- Przepraszam za to co zrobiłem. Wybacz mi. - splata palce od drugiej ręki z moimi i patrzy mi w głęboko w oczy. Ten sam czekoladowy kolor tym razem na mnie nie działa.
- Nie mogę. Najlepiej będzie jak dasz mi spokój. - cedzę przez zęby, próbując wyrwać dłoń z jego uścisku.
- Nie myśl, że tak łatwo odpuszczę. - chwyta mnie w pasie i mocno do siebie przyciąga.
Czuję jego dłonie wędrujące pod moją sukienką wprost do zapięcia od stanika, jednak nie jestem w stanie nic zrobić. Znów ten sam, paraliżujący strach. Jego usta dotykają mojej szyi coraz niżej i niżej. Mój biustonosz spada na podłogę. Alex zdejmuje swoje spodnie oraz bokserki i chwyta mnie za pośladki. Podnosi do góry i opiera o ścianę. Moje serce bije szybko i głośno ze strachu.
- Nie, proszę nie. - mówię z łzami w oczach.
- Czego się boisz? Przecież ostatnim razem było tak miło... - śmieje mi się prosto w twarz.
- Alex, proszę. Nie dziś, nie teraz. - dławię się łzami.
Chłopak patrzy na mnie przez chwilę tak inaczej, jakby chciał mnie posłuchać i odpuścić. W tym momencie w studiu znów pojawia się Brandon.
- Co tu się...!? - zaczyna, ale nie kończy.
- Twoja siostra chciała się trochę pobawić. Szkoda, że przeszkodziłeś. - odpiera Flagstad i stawia mnie na posadzce.
Szybko podnoszę z posadzki stanik i wybiegam do toalety. Tam spoglądam w lustro i widzę jak okropnie wyglądam. Zmywam resztki makijażu, ubieram biustonosz, poprawiam włosy i siadam pod ścianą. Boję się tam wrócić. Cholernie się boję. 

piątek, 10 marca 2017

5 ~ Alex

Poniedziałkowy poranek. Jak zwykle jadę do firmy na 9. Kawa i śniadanie w pośpiechu, a potem masa pracy.
- Alex, Ci muzycy już są. - Eian McNeely, mój najlepszy przyjaciel i współpracownik, wchodzi do mojego biura.
- Zawołaj ich tu. Musimy jeszcze podpisać umowę. - odpieram i odstawiam na bok kubek po herbacie.
Chłopak znika za drzwiami, a ja szykuję dokumenty. Kręconowłosy wraca po kilku minutach z dwoma chłopakami i nią.
- Dzień dobry. - wita się ten podobny do dziewczyny. - Siostra, gdzie uciekasz? - chwyta ją za rękę.
- Ja, ja tylko... Muszę do łazienki. - wypala i znika na korytarzu.
- Zaprowadzę ją. Eian, zajmij się gośćmi. - stwierdzam i wstaję zza biurka.
Wychodzę za Hudson i kieruję korytarzem. Czarnowłosa siedzi skulona pod ścianą i płacze. Podchodzę bliżej i osuwam się na ziemię obok niej.
- Hej, co się dzieje? - delikatnie chwytam jej dłoń.
- Ja nie chcę z Tobą pracować! Daj mi spokój! - krzyczy, dławiąc się łzami.
- Nie zrobię Ci krzywdy. Przepraszam za tamto. - mówię ze skruchą, ale ona i tak mi nie ufa.
- Miałeś niezły plan, by znów się do mnie zbliżyć i tym razem zniszczyć na dobre... - milknie na chwilę. - Ale coś chyba poszło nie po twojej myśli. - podnosi się i rusza przed siebie.
Również wstaję i idę za nią. Chwytam ją za nadgarstek i przyciągam do siebie. Wpijam się w jej usta, jednocześnie dociskając ją do ściany.
- Puść mnie! - krzyczy i próbuje mnie odepchnąć, ale jakoś jej to nie wychodzi. - Brandon! Brandon! - woła brata, gdyż nie widzi innej drogi ratunku. Jej głos roznosi się echem po budynku.
Odsuwam się od niej na chwilę przed tym jak chłopak pojawia się przy nas.
- Może wrócimy do biura i podpiszemy umowę. - stwierdzam i zwracam się w stronę pomieszczenia.
Siadam w swoim fotelu i oddycham ciężko. Miałem się zmienić, miałem jej nie ranić.
- Wszystko dobrze, Alex? - McNeely patrzy na mnie z troską.
- Tak. Jest okay. - zbywam go. - Wyjaśniłeś już im szczegóły?
- Wyjaśniłem. Brakuje tylko podpisu dziewczyny. - odpiera i podaje mi plik papierów, na które rzucam tylko okiem.
- Kiedy zaczynamy? - pyta Brennan, bynajmniej tak się podpisał.
- Myślę, że jutro próba. Tutaj o dziesiątej. - mówię, notując to od razu w kalendarzu.
- Świetnie. - Benko wstaje z miejsca. - Zobaczę, gdzie są, by Savannah także podpisała umowę. - wychodzi, a ja zostaję z przyjacielem sam na sam.
- Oj Flagstad, Flagstad... Coś Ty narobił? - pyta ze śmiechem w głosie, a ja wzdycham ciężko, poirytowany jego zachowaniem.
McNeely nie wie co się kiedyś wydarzyło i nie mam zamiaru mu tego mówić. Gdybym tylko mógł, cofnął bym czas i nie skrzywdził Sav. Gdybym tylko mógł, inaczej bym postąpił...

Po południu wracam do domu, gdzie czeka mnie niespodzianka. Moi rodzice, brat i siostra. Witam się z każdym po kolei i zapraszam na obiad. Dobrze, że ugotowałem wczoraj zupę. Przeczucie mnie nie myliło.
- Lex, odpowiadaj. Co w pracy? - mama Mary zagaduje mnie na każdym kroku.
- Podpisałem dziś umowę z takim jednym zespołem. The Heirs, kojarzysz? Zagram gościnnie na ich płycie. - odpieram i nalewam zupy na głębokie talerze.
- To super. Cieszę się. - rodzicielka przytula mnie, a następnie zajmuje miejsce przy stole.
Tata Dan wypytuje jeszcze o muzykę, a brat o życie prywatne. Podczas posiłku jest głośno jak zwykle.
- Ile tu zostaniecie? - pytam z ciekawości.
- Jutro z rana wracamy do Chicago. - odpiera Hannah, moja młodsza siostra.
- Szkoda, że tak krótko. Ale jeszcze trochę i będą święta, to spędzimy czas razem.
- Ale Ty wiesz, że to jeszcze z dobre trzy miesiące? - tata spogląda na mnie.
- Wiem, ale... W firmie to czas tak szybko leci... - odpieram i nakładam sobie na talerz dokładkę, żeby matka nie myślała, że prawie nic nie jem.

Kładę się spać, jak zwykle o 23. Tyle, że tym razem jestem tak zmęczony, że zasypiam od razu. Nie myślę nad tym co było kiedyś ani co by było gdyby.

piątek, 3 marca 2017

4 ~ Savannah

Kolejnego dnia, gdy jem śniadanie z rodziną, czuję się lepiej.
- Sav, mam newsa. - wypala Brandon w pewnym momencie.
- O co chodzi? - pytam zainteresowana.
- Znalazłem wytwórnię muzyczną. Właściciel ma własne studio nagraniowe i chce byśmy jak najszybciej wydali naszą płytę. - wyznaje, a ja się uśmiecham. W końcu nie będziemy marnym zespołem, grającym po weselach.
- Super. Tylko co zrobimy z resztą muzyków? Nie mamy przecież drugiego gitarzysty, basisty... - zaczynam wyliczać.
- Spokojnie. Rozmawiałem już z Brennanem Benko, kojarzysz go? - spogląda na mnie, oczekując odpowiedzi.
- No kojarzę. - odpieram.
- Będzie naszym nowym perkusistą. - oznajmia z radością. - Zgodził się. Spotkamy się z nim w studiu.
- A co z resztą? - dopytuję.
- Właściciel załatwił swojego kumpla i wystąpią razem. - zapewnia mnie.
- A co z Rosalie? Zostanie z rodzicami czy mogę ją zabrać? - chcę wiedzieć jeszcze jedno.
- Jak Ci wygodniej. Sami ustalimy godziny pracy. Pasuje? - brat patrzy na mnie wyczekująco.
- Pasuje. - przytulam go.
Dobrze, że wszystko się układa.

Tego popołudnia nie idę na spacer do parku z obawy przed Alexem. Siedzę z Rosalie w ogrodzie i tam piszę nowe teksty.
- Przeszkadzam? - mój ojciec zagląda do nas.
- Nie, nie. Siadaj. - zamykam zeszyt i odwracam się twarzą do niego.
- Ładna dziś pogoda, nie? - tata Ken rozsiada się na kocyku.
- Ładna, ładna. - odpieram i tak jak on spoglądam w niebo.
- To czemu nie jesteś w parku? Zazwyczaj lubiłaś tam siedzieć... - zerka na mnie ze zmartwieniem w oczach.
- Może jutro tam pójdę. Chciałam odpocząć. - głęboko wciągam powietrze w płuca.
- Brandon mówił, że on wrócił. To przez niego, nie? - chwyta moją rękę.
- Może... - staram się, by mój głos brzmiał obojętnie.
- Skoro tak twierdzisz... Zastanawia mnie tylko, czemu nie zgłosiłaś sprawy na policję... - czule gładzi moją dłoń. - Nie wiesz jak się nazywa? Boisz się?
- Prędzej to pierwsze. - kłamię, gdyż doskonale wiem, że to Alex Flagstad. - Bać, też się boję, ale chyba, gdybym go znała, wyznałabym prawdę.
- Rozumiem córuś. - obejmuje mnie ramieniem.
Wszystkim co wiedzą co się stało, wmawiam to samo kłamstwo. Niewiele pamiętam, nie znam jego danych. Czasami mam już tego wszystkiego dość, ale robię to dla dobra dziecka. Mała Rosalie nigdy nie dowie się kto jest jej ojcem i czemu urodziłam ją w tak młodym wieku. W sumie to miałam prawie 18 lat, ale wiele ludzi krzywo się na mnie patrzy.
- Tato, nie będzie Ci przeszkadzać, jeśli będę zostawiać Rosie z Tobą na czas pracy w studiu? - pytam, zmieniając temat.
- Oczywiście, że nie. To moja mała wnusia. - nachyla się nad malutką i cmoka ją w nosek.
To wspaniałe, że moja rodzina tak dobrze przyjęła wiadomość o małej. Wspierają mnie, pomagają. Zawsze mogę na nich liczyć.
Biorę córkę na ręce i razem z nią wtulam się w tatę. Spędzamy tak całe popołudnie.