piątek, 28 kwietnia 2017

12 ~ Savannah

Zajmuję się córką w swoim pokoju, gdy nagle rozlega się huk. Przytulam Rosalie do siebie i wychodzę na korytarz. Schodzę po schodach i widzę jak Alex upada na podłogę, a ojciec w pośpiechu odwiesza strzelbę na jej miejsce na ścianie.
- Co tu się dzieje? - pytam, podchodząc do przestraszonego Brandona. - Ktoś mi powie? Czy sama mam się domyślić? - odwracam wzrok na ojca.
- Ja tylko wymierzyłem sprawiedliwość. Więcej Cię nie skrzywdzi. - odpiera ze spokojem i wskazuje na ciało Flagstada, całe we krwi.
Podaję bratu Rosie i klękam przy Lexie. Delikatnie nim potrząsam, a on lekko uchyla oczy i je zamyka.
- Brandon, zabierz małą i tatę. Ja się nim zajmę. - zarządzam i wyjmuję telefon, by zadzwonić po pogotowie. Szybko wykonuję telefon i próbuję zatamować krwotok. - Spokojnie, zaraz będzie lekarz. A teraz pokaż mi ranę. - biorę na bok jego dłoń i warstwami przykładam gazy i bandaże. - Będzie dobrze, zaufaj mi. - cały czas do niego mówię.
- Savannah... - odzywa się słabym głosem. - Kocham Cię... Kocham naszą córkę... Żałuję, że miałem tylko tyle czasu... - mówi, co jakiś czas łapiąc głębszy oddech.
- Nie mów tak. Wyjdziesz z tego. - odgarniam mu włosy z czoła i delikatnie muskam jego usta. - Też Cię kocham. Teraz to wiem. - ściskam jego dłoń.
- Przez ten rok napisałem do Ciebie wiele listów... - zaczyna powoli. - Zostawiłem tylko jeden... Chcę byś go przeczytała... Wtedy wszystko zrozumiesz... - bierze głęboki wdech.
- Ale... Nie opuścisz mnie, nie możesz... - łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
- Kocham Cię, pamiętaj. - mówi, a następnie jego głowa opada na bok. Zamyka oczy, przestaje oddychać.
- Nie! Alex, nie! - z krzykiem rzucam się na ziemię obok niego. Uderzam rękoma w parkiet i płaczę. Nie mam sił na nic. - Alex... - szeptam i głaszczę jego twarz.

Tego wieczora nie chcę być sama. Mama Saundra oraz Sierrah i Rynnah siedzą ze mną w mojej sypialni. Trzymam w ramionach Rosalie i czule do jej szeptam. Nawet nie zdążyła poznać ojca.
- Mamo, pojedziesz jutro ze mną do jego domu? - pytam, ocierając łzy w twarzy.
- Po co? - rodzicielka jest zaskoczona. Kto chce iść do domu zmarłego.
- Zostawił tam coś dla mnie... To ważne. - robię błagalną minę.
- Dobrze. Będzie jak chcesz. - przytula mnie do siebie.
Siostry kładą się na moich kolanach i tak spędzamy noc. One wszystkie śpią, a ja nie mogę. Widok martwego Alexa szybko mnie nie opuści.

Rankiem jadę jego Ferrari do jego domu. Przeszukuję wszystkie skrytki, aż w końcu znajduję białą kopertę zaadresowaną do mnie w szufladzie pod łóżkiem. Otwieram ją ostrożnie i wyciągam biały papier złożony w idealny kwadrat. Rozkładam kartkę i zaczynam czytać. Łzy strumieniami spływają po mojej twarzy, dłonie mi drżą. Nie przestaję czytać, chcę go zrozumieć.

piątek, 21 kwietnia 2017

11 ~ Alex

Otwieram oczy, gdy pierwsze słoneczne promienie wpadają do pokoju przez okno. Spoglądam na Savannah, która jeszcze śpi na moim torsie. Do późna rozmawialiśmy, a potem jeszcze musieliśmy utulić do snu Rosalie. Podnoszę wzrok na córkę i uśmiecham się. Zauważyłem pewne podobieństwo jej do mnie, dlatego się domyśliłem prawdy.
- Dzień dobry. Która to już? - Sav podnosi się na łokciach i patrzy na mnie rozpromieniona.
- Dopiero chwilę po ósmej. Mam dziś wolne, więc może śniadanko? - odpieram i proponuję jej posiłek.
- Może... A co? - siada na łóżku.
- Tosty z dżemem. Co Ty na to? - wstaję i wyciągam z szafy jakieś ubrania.
- Chętnie. - dziewczyna także wstaje. - Weźmiesz małą do kuchni? Chcę się trochę ogarnąć.
- Pewnie. - ubieram się szybko i z nosidełkiem idę na dół.

Pół godziny później posiłek jest gotowy, a Sav przychodzi do kuchni. Siadamy do stołu i zaczynamy jeść.
- Wczoraj było niesamowicie. Tak inaczej niż wtedy... - Savy odzywa się z pełną buzią jedzenia. - Jak chcesz to potrafisz być kochany. - dodaje.
- Ej! - oburzam się i delikatnie szturam kolanem jej nogę pod stołem.
- A co? Jest inaczej? - rzuca zaczepnie.
- Nim się upiłem to tak. Alkohol mi szkodzi i tyle. - odpieram i biorę kolejny gryz tosta.
Śniadanie mija nam w miłej atmosferze. Po posiłku zmywam naczynia, a Hudson zajmuje się dzieckiem. Nadal nie dowierzam, że dała mi drugą szansę.

Przed obiadem odwożę Sav i Rosie do ich domu.
- Na pewno nie wejdziesz? - pyta, gdy siedzimy w aucie na podjeździe pod jej posesją.
- Na pewno. Twoja rodzina by się zdziwiła i to bardzo. - odpowiadam i wysiadam, aby otworzyć jej drzwi.
- Nawet jak ładnie poproszę? - robi smutną minkę.
- No dobra. Wygrałaś. - cmokam ją w usta i podaję rękę jak na dżentelmena przystało.
Zabieram z Ferrari nosidełko i wchodzę z Hudson do domu.
- O, Alex nas odwiedził. - Brandon zauważa mnie od wejścia.
- Wpadł na kawę. - Savy bierze ode mnie dziecko i idzie do pokoju je nakarmić.
Siadam z jej bratem w salonie. Żaden z nas się nie odzywa. Nadal ma mi za złe to co się wydarzyło dwa tygodnie temu.
- Co on tu robi? - pan Ken Hudson wchodzi akurat do pomieszczenia i patrzy na mnie ze złością. - Przeczytałem przypadkiem w pamiętniku Savci, że to Ty ją skrzywdziłeś tamtej czerwcowej nocy. Nie wierzę, że jeszcze masz czelność tu przychodzić... Alex Flagstad... Znam twojego ojca i to aż dziwne, że taki fajny facet ma takiego okropnego syna... - podchodzi do ściany i zdejmuje z niej strzelbę. - Ale teraz sprawiedliwości stanie się zadość. - celuje we mnie.
Zaciskam oczy ze strachu i liczę do trzech. Rozlega się huk wystrzału.
- Co tu się dzieje? - słyszę głos Sav, a potem następuje ciemność.

piątek, 14 kwietnia 2017

10 ~ Savannah

Alex zabiera mnie do sobie i podaje obiad oraz deser. Gdy chcę wyjść, bo pyta mnie o córkę, zatrzymuje mnie i zaproponuje kolację.
Stoję w jego kuchni i kroję pomidora, co jakiś czas zerkając na Rosalie. Flagstad szykuje pozostałe składniki. Gdy tak mu się przyglądam nie przypomina mi już tamtego drania sprzed roku.
- Lex, możesz tu podejść na moment? - proszę, zdrabniając jego imię.
- Tak. O co chodzi? - staje przede mną, patrząc mi prosto w oczy.
Czuję, że moje serce przyśpiesza, a oddech staje się płytki i nierówny. Odpycham od siebie cały strach i zarzucam mu ręce na szyję. Wpijam się w jego usta. Na początku jest zaskoczony, ale po chwili odwzajemnia czułości. Chwyta mnie za pośladki i unosi do góry. Kieruje się ze mną w stronę wolnej szafki i sadza na nią. Nie przerywając pocałunków, zdejmuje ze mnie bluzkę i stanik, a ja jego koszulkę.
- Czy jest szansa, że kiedyś wybaczysz mi tamto i spróbujemy od nowa drugi raz? - pyta nagle, a ja nie wiem co odpowiedzieć. - Nie musisz tak od razu. Chcę tylko wiedzieć na czym stoję... - dodaje.
Zapada między nami cisza. Chłopak podnosi z podłogi koszulkę i patrzy na mnie smutny.
- Jest szansa, Alex. Jest. - odpieram i wyrywam rzecz z jego dłoni.
Lokowany uśmiecha się do mnie i znów zaczynamy się całować. Przyciągam go tak blisko jak umiem i rozpinam jego pasek, a następnie zamek w spodniach i zsuwam je na dół. Chłopak szybko pozbywa się dolnych części moich ubrań i całuje moje ciało. Zdejmuję mu bokserki i oplatam nogami w pasie. Zamykam oczy i oddaję się rozkoszy jego pieszczot. Porozumiewamy się za pomocą cichych westchnień.

Po wszystkim Alex zabiera nosidełko i idzie ze mną do sypialni. Kładziemy się na jego łóżku, mała zostaje w nosidełku na wprost nas. Chłopak obejmuje mnie i przytula do swojego serca. Włosy lepią nam się od potu, ale nie przejmujemy się tym.
- Wiesz, co sobie tak teraz pomyślałem? - jego głos. przerywa panującą ciszę. - Że wcale nie bronisz się przede mną po tym co się wydarzyło. Bronisz się przed sobą i swoimi uczuciami. - mówi i ma rację. Ostatnio się wiele zmieniło. - I domyślałem się jeszcze jednego. Rosalie jest moją córką. Prawda? - podnosi moją głowę, bym patrzyła mu w oczy.
- A do chciałbyś usłyszeć? - gram na zwłokę.
- Po prostu prawdę. - odpiera. - 'Tak' byłoby super. - dodaje po chwili. - To jak jest?
- Rosie jest twoja. Nie chciałam, abyś wiedział. Nie chcę, by ona dowiedziała się o tamtym. - czuję napływające do moich oczu łzy.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. - cmoka mnie w czoło i opuszkami palców ściera łzy z moich policzków.
Uśmiecham się i mocniej wtulam w niego głowę.
Każdy zasługuje na drugą szansę. Nawet on.

piątek, 7 kwietnia 2017

9 ~ Alex

Przywożę Savannah z córką do swojego domu.
Rozgośćcie się. - wskazuję ręką na salon i idę do kuchni.
Wyciągam z lodówki przygotowaną wczoraj lasagne i wstawiam do pieca. W międzyczasie napełniam dwie szklanki sokiem pomarańczowym i znoszę je wraz z dwoma talerzami i sztućcami do salonu. Sav siedzi na kanapie i karmi małą. Postanawiam jej nie przeszkadzać i wracam do kuchni. Czekam aż mija odpowiedni czas i wyciągam danie z piekarnika, a następnie zabieram je do pokoju. Stawiam potrawę na samym środku i zapalam świeczki.
- I już. Smacznego. - oznajmiam i siadam w fotelu naprzeciwko niej.
- Dziękuję. Tobie też smacznego. - odpiera nieco przerażona i odkłada małą do nosidełka.
Nakładam jej na talerz porcję, najpierw małą na posmakę, a następnie sobie. Hudson bierze do ust pierwszy kęs i na chwilę zamyka oczy. Uśmiecham się na ten widok.
- Całkiem dobre, Alex. - mówi już swobodniej i zabiera się za dalsze jedzenie.
- Dziękuję. Mama mnie tego nauczyła. - zaczynam opowiadać jej o swojej rodzinie. Słucha mnie z uwagą, co jakiś czas zadając pytanie lub wtrącając coś od siebie.

Po obiedzie zmywam naczynia i szykuję szybki deser. Lody śmietankowe z bitą śmietaną i świeżymi owocami.
- Proszę. - podaję jej pucharek i siadam ze swoim obok.
- Dzięki. Wiesz, że nie musiałeś tego robić... - uśmiecha się w moim towarzystwie, pierwszy raz od ponad roku.
- Musiałem. W ramach przeprosin za tamto. - odpieram i przysuwam się bliżej niej.
Jemy w ciszy co jakiś czas zerkając na siebie. Mała Rosalie śpi słodko jak aniołek.
- Savannah, mogę się o coś spytać? - odzywam się, cały czas wpatrując się w malutką.
- Tak. - odpowiada niepewnie. No tak, nie wie, czego się po mnie spodziewać.
- Czyja jest ta ślicznotka? - pytam i spoglądam Sav prosto w oczy.
- Nie mogę Ci powiedzieć. - w jej oczach dostrzegam łzy.
- Zrobiłem coś nie tak? - obejmuje ją nagle, sam nie wiem czemu.
- Puść mnie. Muszę już iść. - wyrywa się z mojego uścisku i wstaje z kanapy.
Również się podnoszę i zagradzam jej drogę.
- Nie chcesz to nie musisz mówić, ale nie wychodź jeszcze. - szeptam jej do ucha i całuję ją w szyję.
Dziewczyna bierze głęboki wdech i powoli wypuszcza z płuc powietrze. Boi się mnie, to oczywiste.
- Zrobię nam pyszną kolację, jeśli zostaniesz. - składam propozycję i delikatnie gładzę kciukiem jej polik. - Lubisz pizzę? A może wolisz sałatkę warzywną? - obejmuję ją w pasie i delikatnie muskam dłonią jej plecy.
- Może być sałatka. - odpiera cicho i opiera głowę o mnie.
Jest taka słodka i bezbronna. Żałuję tego co zrobiłem jej w przeszłości.
- Zaczekaj tu, ja idę do kuchni. - puszczam ją i powoli się odsuwam.
- Pomogę Ci. - podnosi nosidełko i rusza za mną.
- Jak chcesz. - rzucam i zaczynam wyciągać z lodówki produkty. - Możesz to pokroić. - podaję jej pomidora.
Gdy Savannah kroi warzywo przyglądam się jej uważnie. Prawie nic się nie zmieniła. Uśmiecham się do niej i zabieram się za przygotowanie innych składników.